Po zabójstwie na UW. Uczelnie chronione gołymi rękami

Ochroniarz straży Uniwersytetu Warszawskiego próbował obezwładnić napastnika z siekierą gołymi rękami. Uczelniana ochrona to fikcja – nie może używać żadnych środków przymusu bezpośredniego, nawet gazu.

Publikacja: 08.05.2025 18:45

Znicze i kwiaty na terenie Kampusu Głównego UW w Warszawie

Znicze i kwiaty na terenie Kampusu Głównego UW w Warszawie

Foto: PAP/Szymon Pulcyn

39-letni strażnik, który w środowy wieczór, narażając własne życie, ruszył na pomoc portierce zaatakowanej przez 22-latka, nie miał broni, paralizatora ani nawet gazu pieprzowego. Lecz tylko „gołe” ręce. Gdyby nie funkcjonariusz Służby Ochrony Państwa, który przy okazji innych zadań był na miejscu i obezwładnił napastnika, ofiar – łącznie ze strażnikiem – mogłoby być więcej. 

Dramat rozegrał się ok. 18.50. Mieszko R., 22-letni student trzeciego roku prawa, rzucił się na portierkę w chwili, gdy zamykała drzwi w budynku Audytorium Maximum. Zadał jej serię ciosów, w tym w głowę. Kobieta nie miała szans na przeżycie. Sprawca poranił siekierą także pracownika straży uniwersyteckiej, który próbował go powstrzymać.

Uniwersytety bez prawdziwej ochrony. Strażnicy mogą legitymować i dzwonić na policję

Tragiczne zdarzenie każe postawić pytanie o to, jak dziś wygląda zapewnienie bezpieczeństwa na polskich uczelniach. Dlaczego strażnik nie miał nawet gazu do obezwładnienia zabójcy?

Anna Modzelewska, rzeczniczka UW, przyznaje dziś w odpowiedzi dla „Rz”: – Pracownicy straży uniwersyteckiej UW nie mają uprawnień do korzystania ze środków przymusu bezpośredniego. Prowadzimy rozmowy z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji m.in. na temat możliwości wprowadzenia zmian prawnych poszerzających kompetencje strażników uniwersyteckich.

Jakie mają więc dziś uprawnienia w przypadku zagrożenia życia i zdrowia? Praktycznie żadne.

Jak sprawdziła „Rzeczpospolita”, uczelniane straże to fikcyjna ochrona – nie posiadają uprawnień do użycia środków przymusu bezpośredniego zgodnie z ustawą o ochronie osób i mienia ani nie są w nie wyposażeni. Tych mogą używać jedynie koncesjonowane agencje ochroniarskie. 

Czytaj więcej

Mikołaj Małecki: Karygodne zabójstwa – groźna kazuistyka

 – Dotychczas nie było też potrzeby stosowania takich środków. W sytuacjach zagrożenia na miejsce wzywana jest policja, która przyjeżdża niezwłocznie – wyjaśnia Magdalena Nieczuja-Goniszewska, rzeczniczka Uniwersytetu Gdańskiego. Na czym polega więc ochrona straży? Głównie patrolują obiekty i drogi. Mogą legitymować osoby zakłócające porządek, wezwać do opuszczenia terenu uczelni.

Czy na pewno trzeba zmieniać prawo? Przykład Politechniki Śląskiej, która także posiada swoją wewnętrzną ochronę – straż akademicką, pokazuje, że nie. Jej pracownicy mają podczas pracy pałki służbowe, kajdanki, ręczne miotacze substancji obezwładniających, których strażnicy mogą użyć w razie bezpośredniego zagrożenia zdrowia lub życia. Dlaczego mogą to zrobić?

 – Bo my zatrudniamy do straży wyłącznie kwalifikowanych pracowników ochrony – wyjaśnia nam Iwona Flanczewska-Rogalska, rzeczniczka Politechniki Śląskiej. I dodaje, że uczelnia „bada obecnie możliwość wyposażenia strażników akademickich dodatkowo w paralizatory, a także zamierza jeszcze rozszerzyć zakres obecnych już na uczelni szkoleń z zakresu udzielania pierwszej pomocy, w tym resuscytacji”.

Uniwersytet Wrocławski jako jeden z nielicznych zatrudnia profesjonalną ochronę, ale budynki i teren chronione są przez pracowników portierów.

 – Niektóre obiekty, takie jak: biblioteka uniwersytecka, teren Kampusu Grunwaldzkiego i kampusu Wydziału Nauk Społecznych przy ul. Koszarowej, chronione są przez koncesjonowane firmy zewnętrzne, których pracownicy w sytuacjach zagrożenia życia lub zdrowia, lub niepodporządkowania się poleceniom pracownika ochrony mogą używać środków przymusu bezpośredniego – podkreśla Katarzyna Górowicz-Maćkiewicz, rzeczniczka Uniwersytetu Wrocławskiego.

Czytaj więcej

Rektor Uniwersytetu Warszawskiego po zbrodni na uczelni. Zapowiada zmiany w prawie

Archaiczne bezpieczeństwo na uczelniach. Pora na zamiany

Uniwersytet Warszawski, przez którego kampus przewija się co najmniej tysiąc osób, posiada straż uniwersytecką nieprzystającą do obecnych zagrożeń. Wczoraj minister nauki Marcin Kulasek ogłosił powstanie komisji – ma ona przygotować zmiany w prawie, które zwiększą uprawnienia straży uniwersyteckiej i pozwolą podnieść bezpieczeństwo na polskich uczelniach. 

 – Potrzeba pilnej debaty na temat bezpieczeństwie na uczelniach i bezpieczeństwie w miejscach publicznych oraz wprowadzenia regulacji systemowych – w tym zakazu posiadania i noszenia przy sobie noży, maczet, toporów i innych ostrych narzędzi. Takie regulacje obowiązują np. w Wielkiej Brytanii, która dzięki nim ograniczyła ataki nożowników w miejscach publicznych – wskazuje prof. Tomasz Safjański, były wiceszef Biura Wywiadu Kryminalnego KGP, szef krajowego biura Interpolu i Europolu, prof. AWSB. – Zmienia się struktura społeczeństwa, dochodzi do rozluźnienia więzów społecznych, nasila się agresja, użycie środków odurzających. To wszystko powoduje, że w miejscach publicznych jesteśmy narażeni na ataki, i one będą narastać. Jesteśmy o krok od scenariuszy amerykańskich, gdzie do szkół wchodzą szaleńcy z bronią palną, dokonują masowych egzekucji – uważa prof. Safjański.

Czytaj więcej

Brutalne gangi wróciły do Polski. „Wymiar aktów terroru”

Jego zdaniem zabezpieczenia na uczelniach są „archaiczne, z poprzedniej epoki, kiedy nie było takich zagrożeń, jakie mamy obecnie”.  – Ten tragiczny przypadek pokazuje, że agresorem może być każdy, nawet student prawa – mówi Safjański.

Zanim 22-latek zaatakował, miał „kręcić” się po kampusie, co utrwalił uczelniany monitoring. Najwyraźniej nikt go na bieżąco nie obserwował. Na mniej więcej pół godziny przed atakiem na portierkę na grupie koła naukowego studentów uczelni pojawił się ostrzegawczy wpis – prośba od jednego ze studentów, „żeby na siebie uważać, bo podejrzany figurant z siekierą błąka się po kampusie. Drzwi od sali są zamknięte, więc gdyby ktoś się spóźnił, proszę pukać”.

Część uczelni, w tym UW, w trosce o zachowanie swojej autonomii, nawet w dobie obecnych zagrożeń nie wpuszcza na swój teren policyjnych patroli – każde wejście policji musi być zgłaszane władzom UW.

 – Sytuacja jest kuriozalna i oderwana od realiów. Na teren uniwersytetu mogą wejść bezdomni, poszukiwani, handlarze narkotyków, a policjanci z każdego wejścia na kampus muszą się tłumaczyć i prosić o zgodę – słyszymy od warszawskich funkcjonariuszy. – Obszar, przez który codziennie przewijają się tłumy, jest praktycznie „odsłonięty” i w żaden sposób niezabezpieczony. W czasie, kiedy działają sabotażyści, dywersanci, i dochodzi do ataków nożowników, nie mówiąc o zwykłej przestępczości – wskazują nasi rozmówcy. Twierdzą wręcz, że policja wielokrotnie miała potwierdzone informacje o zagrożeniach na terenie UW i BUW, ale miała zakaz wstępu na ten teren.

Morderstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Kim jest zabójca? Niewyróżniający się agresją cichy kolega

To 22-letni Mieszko R. – student trzeciego roku Wydziału Prawa UW. Pochodzi z Gdyni, wzorowy student, cichy, niczym specjalnym się niewyróżniający. Niczym inny zabójca – Kajetan P.

„Wiemy, że był bardzo dobrym licealistą i dobrym studentem" – przekazał podczas konferencji rektor UW.

Czytaj więcej

Joanna Ćwiek-Świdecka: Zbrodnia na UW to bestialstwo, przy którym brakuje słów

Motyw i wszystkie okoliczności zbrodni będą przedmiotem ustaleń śledczych – stołecznych policjantów z Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw, oraz warszawskiej prokuratury.

Już zabezpieczono dowody: ślady na miejscu, narzędzie zbrodni, monitoring z terenu uczelni i okolicy oraz telefon, który – jak spodziewają się śledczy – może być kopalnią informacji o zabójcy.

Zamordowana 53-letnia portierka mogła być przypadkową ofiarą, ale mogła być też jego świadomym celem. Po dokonaniu zbrodni 22-latek nie próbował ucieczki, otępiały stał na miejscu. Obezwładnić pomógł go funkcjonariusz SOP, który był na terenie, bo ochraniał ministra sprawiedliwości Adama Bodnara mającego wykład w jednej z sal (w innej części kampusu).

Już na komendzie – według ustaleń tvn24.pl – 22-latek zachowywał się irracjonalnie, wpadał w skrajności – chwilami poważnie, by za moment mówić, że „jest predatorem, wilkiem”. Kiedy zamykaliśmy to wydanie „Rz”, jego przesłuchanie dopiero się rozpoczęło.

– Chodził na judo, ale niespecjalnie sobie z tym radził. Uważaliśmy go trochę za taką „pierdołę”, który chce być kimś innym – słyszymy od jednego ze studentów.

39-letni strażnik, który w środowy wieczór, narażając własne życie, ruszył na pomoc portierce zaatakowanej przez 22-latka, nie miał broni, paralizatora ani nawet gazu pieprzowego. Lecz tylko „gołe” ręce. Gdyby nie funkcjonariusz Służby Ochrony Państwa, który przy okazji innych zadań był na miejscu i obezwładnił napastnika, ofiar – łącznie ze strażnikiem – mogłoby być więcej. 

Dramat rozegrał się ok. 18.50. Mieszko R., 22-letni student trzeciego roku prawa, rzucił się na portierkę w chwili, gdy zamykała drzwi w budynku Audytorium Maximum. Zadał jej serię ciosów, w tym w głowę. Kobieta nie miała szans na przeżycie. Sprawca poranił siekierą także pracownika straży uniwersyteckiej, który próbował go powstrzymać.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj

99zł za rok.
Bądź na bieżąco! Czytaj ile chcesz!

Subskrybuj
gazeta
Przestępczość
Zbrodnia na Uniwersytecie Warszawskim: Znamy zarzuty wobec podejrzanego
Przestępczość
Rektor Uniwersytetu Warszawskiego po zbrodni na uczelni. Zapowiada zmiany w prawie
Przestępczość
Atak siekierą na kampusie UW. Prokuratura przekazała nowe informacje w sprawie
Przestępczość
Zbrodnia na Uniwersytecie Warszawskim. Kandydaci na prezydenta składają kondolencje
Przestępczość
Żałoba po zbrodni na Uniwersytecie Warszawskim. Juwenalia odwołane
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku