39-letni strażnik, który w środowy wieczór, narażając własne życie, ruszył na pomoc portierce zaatakowanej przez 22-latka, nie miał broni, paralizatora ani nawet gazu pieprzowego. Lecz tylko „gołe” ręce. Gdyby nie funkcjonariusz Służby Ochrony Państwa, który przy okazji innych zadań był na miejscu i obezwładnił napastnika, ofiar – łącznie ze strażnikiem – mogłoby być więcej.
Uniwersytety bez prawdziwej ochrony. Strażnicy mogą legitymować i dzwonić na policję
Tragiczne zdarzenie każe postawić pytanie o to, jak dziś wygląda zapewnienie bezpieczeństwa na polskich uczelniach. Dlaczego strażnik nie miał nawet gazu do obezwładnienia zabójcy?
Anna Modzelewska, rzeczniczka UW, przyznaje dziś w odpowiedzi dla „Rz”: – Pracownicy straży uniwersyteckiej UW nie mają uprawnień do korzystania ze środków przymusu bezpośredniego. Prowadzimy rozmowy z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji m.in. na temat możliwości wprowadzenia zmian prawnych poszerzających kompetencje strażników uniwersyteckich.
Jakie mają więc dziś uprawnienia w przypadku zagrożenia życia i zdrowia? Praktycznie żadne.