Polska wyeksportowała w ubiegłym roku żywność wartą 25 mld euro. To najwięcej od wejścia do UE. Głównym odbiorcą pozostaje Unia, ale tu rozwój ma swoje granice. Tymczasem Afryka dziś odpowiada jedynie za 2 proc. eksportu naszej żywności, choć jej apetyt wydaje się nieograniczony. Afrykańscy odbiorcy na potęgę kupują np. polskie serwatki czy kurczaki. Producenci żywności podczas Polish Food Export Forum podkreślali jednak, że bez wsparcia państwa eksport się nie rozwinie i domagali się większych wysiłków polskiej dyplomacji i banków.
– W wielu państwach rozwijanie relacji handlowych bez uwiarygodnienia przez własny rząd nie jest możliwe – przyznaje Grzegorz Rykaczewski, analityk sektora agro w BZ WBK.
Firmy potrzebują np. placówek dyplomatycznych do sprawdzenia nowych partnerów, ale i uwiarygodnienia samych siebie. – To pierwsza instytucja, którą możemy zapytać, czy nowy partner handlowy jest godny zaufania – tłumaczy Magdalena Szabłowska, dyrektor handlu w Mlekovicie.
Chodzi też o tempo zdobywania informacji, na przykład o przetargach na zakup żywności. – Gdy Polska nie ma tam swojej placówki, to dowiadujemy się o przetargu po fakcie albo wcale – mówi.
Tam, gdzie działają wydziały promocji handlu i inwestycji (WPHI), Mlekovita jest w stanie prowadzić sprzedaż bez pośredników. Jednak na 54 kraje Afryki Polska jedynie w pięciu ma swoje WPHI, dziś zmieniane w biura handlowe, tymczasem na 28 krajów UE – niemal w każdym.