Urodziła pani troje dzieci z niepełnosprawnościami. Ale przez lata nie korzystała pani ze świadczenia pielęgnacyjnego.
Córkę urodziłam jeszcze na studiach. Ewa urodziła się z galaktozemią, ciężką wadą genetyczną. Na córkę świadczenie pielęgnacyjne przysługiwało od początku. Ale od zawsze marzyłam o studiach prawniczych, na które się dostałam. Chciałam je skończyć i pracować. Udawało mi się to, choć nie było łatwo. Kiedy Ewie było trudno odnaleźć się w szkole, zmniejszałam wymiar etatu. Córka jest upośledzona umysłowo w stopniu umiarkowanym. Długo nie chcieliśmy mieć z mężem kolejnych dzieci. Jest 25 proc. ryzyka, że każde nasze wspólne dziecko będzie miało galaktozemię. Po 12 latach zdecydowaliśmy się jednak na ciążę. Zrobiłam wszelkie możliwe badania, także prenatalne. Miałam już 35 lat, więc przysługiwały. Okazało się, że dziecko urodzi się zdrowe, wolne od galaktozemii. Byłam szczęśliwa. Franciszek urodził się jednak bez prawego przedramienia. Nie wiemy dlaczego.
To wtedy zrezygnowała pani z pracy?
Nie, nadal chciałam pracować, także po to, by mieć środki na leczenie i rehabilitację dzieci. Był problem ze żłobkiem, z uwagi na niepełnosprawność synka. Ale dawaliśmy radę. Po trzech latach zaszłam w kolejną ciążę. Urodził się Janek. Bardzo chore, niepełnosprawne umysłowo dziecko. Urodził się z galaktozemią, ale jego niepełnosprawność spowodowało zakażenie wewnątrzszpitalne. Od początku nie jadł samodzielnie. Miał problemy z oddychaniem.
Wynajmowałam opiekunki, skracałam etaty, pomagała mi mama. Jakoś dawaliśmy radę.