Nie ma powodu, by piłkarzy nie dotyczyła unijna zasada swobody przepływu pracowników – uznał Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie wniesionej przez Jeana-Marca Bosmana. Był to przeciętny piłkarz, który nie mógł przejść z klubu belgijskiego do francuskiego i nie mając nic do stracenia, pozwał FIFA i UEFA. W ten sposób w 1995 r. zmienił się stary system transferów.
Nowy Bosman, czyli Christian Constantin, jest właścicielem klubu piłkarskiego FC Sion. Od tygodni ciąga europejskie władze futbolu, swoją rodzimą federację oraz władze tamtejszej ligi po szwajcarskich sądach. Najważniejsza jest wojna z UEFA o to, by jego drużynie przywrócić prawo gry w rundzie grupowej Ligi Europejskiej, a odebrać je Celticowi Glasgow, który przegrał ze Sionem eliminacje, ale zarzucił rywalowi wystawienie nieuprawnionych piłkarzy i wygrał przy zielonym stoliku.
Obaj panowie popełnili największą zbrodnię, jaką zna futbol: wynieśli spory z piłkarskiej rodziny do sądów powszechnych. I niewykluczone, że właśnie szykuje się w sporcie kolejne trzęsienie ziemi na skalę tamtego z 1995 r. Skoro FIFA i UEFA przegrały przed sądem z biednym piłkarzem, to dlaczego nie mógłby ich pokonać milioner z armią prawników? A jeśli mu się uda, FIFA i UEFA przestaną być państwami w państwie, wybierającymi sobie ze szwajcarskiego prawa tylko te przepisy, które im się podobają.
Sędziowie coraz częściej decydują się rozstrzygać spory z udziałem federacji
Za sprawą Constantina dwie rzeczywistości znalazły się na kolizyjnym kursie. W świecie według UEFA wszystko się zgadza: do fazy grupowej Ligi Europejskiej awansował Celtic, bo Sion w ostatnim oknie transferowym kupił sześciu piłkarzy, łamiąc nałożony na niego przez FIFA zakaz transferów. W świecie według sądu kantonu Vaud, do którego trafiła skarga Sionu (w Vaud ma siedzibę UEFA), nie zgadza się nic. W Lidze Europejskiej ma grać Sion, bo nie złamał przepisów, jako że wcześniej inny sąd powszechny obalił na jego wniosek tamten zakaz transferów. UEFA miała się zastosować do werdyktu o przywróceniu tej drużyny do rozgrywek, ale go zlekceważyła. Rozegrane już mecze grupy I sąd uznał za nieważne, ale federacja nic sobie z tego nie robi. Szefowie UEFA są więc potencjalnymi przestępcami, a na wezwania sądu się nie stawiają. Na pierwsze wezwanie, we wtorek, Michel Platini i sekretarz generalny Gianni Infantino przysłali swoich prawników, by ci przekazali, że zwykły sąd nie jest właściwym miejscem dla tego sporu, bo nie wykorzystano jeszcze wszystkich instancji sądownictwa sportowego.