W Polsce utrudniony dostęp do nowoczesnego i skutecznego leczenia mają nie tylko chorzy na stwardnienie rozsiane (SM). Problem tej grupy pacjentów nagłośniła Dorota Zielińska, która walczy z wrocławskim szpitalem przed sądem o terapię nie refundowanym, ale jedynym skutecznym dla niej lekiem Gilenya. W resorcie zdrowia od kilkunastu miesięcy trwają procedury, które mają doprowadzić do jego refundacji. Czas jednak ucieka, a w podobnej sytuacji jest wielu innych pacjentów.

Ograniczony dostęp do leków współfinansowanych przez NFZ mają również pacjenci cierpiący na reumatoidalne zapalenie stawów czy na Leśniowskiego-Crohna (cLC) – chorobę zapalną jelita. Kurowani są w ramach programów lekowych,  które opracowuje minister zdrowia w rozporządzeniach. Fundusz dzięki tym programom refunduje leki, które pacjentom podają szpitale. Są drogie, dlatego zazwyczaj nie ma ich na listach leków refundowanych sprzedawanych w aptekach.

Problem jednak w tym, że zapisy programu dla chorych na Leśniowskiego-Crohna są tak skonstruowane, że niewielu zainteresowanych kwalifikuje się do leczenia. Głównie chodzi tu o wagę pacjentów, bo jeśli mają o kilogram więcej niż przewidują kryteria, nie dostaną już leczenia. A  ciężko im jednocześnie uniknąć tycia, ponieważ przyjmują sterydy.

– Sytuacja tych pacjentów jest dramatyczna. A jeśli lekarze w szpitalu zdecydują się zakwalifikować jakąś osobę do programu, przyjdzie kontrola z NFZ  i nałoży na lecznicę karę za to, że pacjent dostał refundowane leki, chociaż nie spełniał kryteriów. Tak się stało w  Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu – mówi Bartłomiej  Kuchta, adwokat, który prowadzi sprawę kobiety chorej na Leśniowskiego-Crohna.

Prawnik  zaznacza, że prawa chorych na SM i  cLC kształtuje się aktami tak niskiej rangi jak rozporządzenie. Jest to niezgodne z konstytucją. Prawa obywateli powinny być regulowane w ustawach, ewentualnie w rozporządzeniach, ale w ściśle określanym zakresie.