Waldemar Buda o "wrzutkach" do ustaw: Ukrycie przepisów nie jest możliwe

Rolą ministerstwa jest uwzględnienie interesów wszystkich stron – mówi Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii.

Aktualizacja: 02.08.2023 10:29 Publikacja: 02.08.2023 03:00

Waldemar Buda

Waldemar Buda

Foto: Zbigniew Meissner/PAP

Niedawno „Rzeczpospolita” zwróciła uwagę na problem tzw. wrzutek legislacyjnych, czyli przepisów, które nie są związane ani z tytułem ustawy, ani z jej główną materią, ale znajdują się w jej projekcie. Choćby sprawa uszczelnienia przepisów o Aptece dla aptekarza, które zostały wrzucone do projektu ustawy o ubezpieczeniach eksportowych. Takich przykładów jest więcej. Po co tak robić? Nie można uchwalić ich w odrębnych ustawach? Bo z perspektywy mediów wygląda to jak próba ukrycia przepisów, które mogą budzić kontrowersje, czy zagrzebanie pod innym tytułem – a nuż ktoś ich nie znajdzie.

Proces legislacyjny jest jawny, nie ma powodów, żeby jakieś przepisy ukrywać. To nawet nie jest możliwe. W przykładzie, który pan podał, nie chodzi o obawy czy wątpliwości. Patrzymy na to od strony pragmatycznej. Chodzi o to, że przy tylu projektach bardzo trudno prowadzić osobny proces dla każdego tematu. To się wiąże z zaangażowaniem Sejmu, Rady Ministrów itd., a co za tym idzie wymaga czasu. Z tego powodu czasem kilka projektów jest łączonych w jeden. Jednak cała procedura tworzenia nowego przepisu jest zachowana – wybiera się komisję, zbiera się Sejm itp. To sprawa wyłącznie formalna, czy poszczególne rozwiązania rozpatrywane są razem, czy osobno.

Ale to łączenie też powinno być robione z sensem. Trzymając się przykładu aptek: jest procedowana ustawa refundacyjna, która też zawiera zmiany w prawie farmaceutycznym. Biuro Legislacyjne Sejmu wskazało, że lepiej byłoby te przepisy o aptekach dołączyć do tej ustawy, a ubezpieczenia eksportowe zostawić oddzielnie.

Te procesy legislacyjne są na różnym etapie zaawansowania i trudno wprowadzić tego typu zmiany. Chcieliśmy, żeby te przepisy przeszły pełen proces legislacyjny, i zaczęliśmy od pierwszego czytania.

Ale podkreślam – to nie powoduje ograniczeń dla parlamentu. Każdy artykuł i paragraf jest rozpatrywany oddzielnie, a posłowie mają prawo się o każdym z nich wypowiedzieć.

Jednak taka praktyka wrzutek prowadzi do jeszcze większych problemów. Media nagłaśniają sprawę, pojawia się opór społeczny i krytyka. Wtedy albo trzeba nowelizować ustawę przed jej wejściem w życie (tak było z  podatkiem od zbiórek), albo wycofać wrzutkowe przepisy. Tak zrobiono z nowelizacją ustawy o sporcie przy okazji ustawy o ochronie dzieci przed niewłaściwymi treściami. Albo inny przykład – cała ustawa w pewnej sprawie przepada, jak stało się z prawem komunikacji elektronicznej po dodaniu przepisów nazwanych lex pilot.

Mogę to samo powiedzieć o osobnych projektach, tzn. tych, które idą osobnym procesem legislacyjnym i mimo to wymagają poprawek lub zapada decyzja o ich wycofaniu. To nie ma znaczenia, czy regulacje są uchwalane w dwóch czy w jednej ustawie. Nieraz w wyniku prac legislacyjnych lub konsultacji okazuje się, że przepis zostaje zmieniony albo się z niego wycofuje. Choć przyznaję, że praca nad mniejszym projektem jest łatwiejsza niż nad większym i kompleksowym. Ale jak już wspominałem, liczba posiedzeń Rady Ministrów i parlamentu jest ograniczona i musimy brać to pod uwagę.

Czytaj więcej

Wrzutki psują prawo i powodują dezinformację

Przechodząc do Apteki dla aptekarza, dlaczego MRiT tak zależy na tym rozwiązaniu i na uszczelnieniu go? Skąd ten limit akurat czterech aptek, skąd pomysł na ograniczenie? Przecież sieci handlowe mają swój plus też dla konsumentów, jeśli chodzi o ceny, rozpoznawalność itd. Po co je zwalczać?

Regułę dekoncentracyjną wprowadzono w 2017 r. na wzór europejski: 80 proc. aptek w całej UE działa na zasadzie ograniczeń koncentracji. U nas jest dokładnie tak samo. Tego typu rozwiązania funkcjonują w Niemczech czy we Włoszech, więc to nie jest nowatorska regulacja.

W ostatniej nowelizacji został uszczelniony przepis, który mówi o tym, że przejęcia kapitałowe wymagają badania koncentracji tak jak w każdym innym przypadku. Nowe przepisy służą uszczelnieniu, uwzględniają to, co wynikało z orzecznictwa i trochę, można powiedzieć, ze sprytu sieci, które obchodziły przepisy poprzez tworzenie z apteki spółki kapitałowej i przejmowanie udziału w tej spółce.

Od wejścia w życie pierwszej ustawy minęło sześć lat. Dlaczego akurat w tym momencie postanowiono ją uszczelnić, na koniec sezonu parlamentarnego, gdy uchwalanych jest pospiesznie wiele ustaw? W dodatku pod tytułem sugerującym, że chodzi o co innego?

Po kilku latach działania przepisów i obserwacji rynku analizy wykazały, że przepisy nie są przestrzegane przez wszystkich. Chcemy, żeby były one jednakowo stosowane przez wszystkich funkcjonujących na rynku.

Pojawiły się jednak liczne głosy krytyki tej nowelizacji, głównie ze strony właśnie dużych sieci oraz organizacji zrzeszających przedsiębiorców. Mówią oni nawet o „wywłaszczaniu”. Ale też mniejsi aptekarze zwracają uwagę na pewne kontrowersje, że może być problem z przekazaniem apteki dzieciom jak również z jej sprzedażą.

To są rzekome argumenty stron, które bronią się przed skutkami nowelizacji. Brak koncentracji polega na tym, że nie można posiadać więcej niż cztery apteki. Ja rozumiem, że jeżeli ktoś chce piątą i szóstą, to rzeczywiście będzie to niemożliwe. Natomiast farmaceuci mogą zakładać apteki, bardzo liczymy na to, że właśnie młodzi farmaceuci będą je zakładali. W tej chwili myślimy o programie dla nich który miałby to ułatwiać. W ramach prac rządu toczy się dyskusja na ten temat. Chcemy wspierać rodzinne biznesy i jednocześnie zapobiegać koncentracji, bo tam, gdzie jest koncentracja, tam najczęściej pojawiają się problemy monopolizacyjne. Dążymy do tego, żeby ten rynek funkcjonował na zasadzie szacunku dla farmaceuty z korzyścią dla pacjentów.

Nie odniósł się pan do zastrzeżeń właśnie tych rodzinnych firm, że będzie problem z ich ewentualną sprzedażą, bo też czasami było to podyktowane po prostu koniecznością – apteka była nierentowna, trzeba było ją sprzedać większej sieci.

Nie zgadzam się z tą argumentacją. Jeżeli sieć nie będzie proponowała zaporowych warunków, na pewno znajdzie się ktoś, kto zechce aptekę kupić i dalej ją prowadzić. Będzie dochodziło do normalnych przejęć, ale z zachowaniem przepisów koncentracyjnych. Jak ktoś ma dwie apteki, może kupić trzecią lub czwartą. I w mojej ocenie buntowanie się, że ktoś może mieć tylko cztery apteki, a piątej już nie, to jest argument sieci, a nie aptekarzy.

Są też obawy o przepisy przejściowe, że można będzie je tak zinterpretować, iż właśnie sieci mające więcej niż te cztery apteki będą musiały je likwidować.

Nie ma takich przepisów ani takich intencji. Przepis przejściowy jest bardzo jasny – mówi o tym, że nie stosujemy przepisów antykoncentracyjnych wstecz. I dotyczy wyłącznie aptek, które będą kupowane i sprzedawane w przyszłości.

Czytaj więcej

Plaga wrzutek do projektów ustaw, czyli zła metoda na dobre prawo

Przejdźmy do projektu ustawy deregulacyjnej z lipca tego roku, procedowanej w parlamencie. W tym kontekście też głównie pojawiają się informacje, że to mają być ułatwienia dla biznesu, zwolnienia podatkowe, ale również znalazły się tam takie kwestie jak ułatwienia w wycięciu drzew na działce czy dopuszczenie dzieci do udziału w polowaniach, które budziły dużo emocji w debacie publicznej. To kolejna wrzutka?

To jest projekt sejmowej komisji nadzwyczajnej ds. deregulacji. Komisja ma pełną autonomię i prawo do prowadzenia takich projektów. My oczywiście zajmiemy stanowisko, ale obecnie jeszcze analizujemy projekt i jego poszczególne rozwiązania, których jest dużo.

Był pan autorem poprzedniej ustawy deregulacyjnej. Jak pan ocenia ten projekt z perspektywy kilku miesięcy (weszła w życie w kwietniu)? Największe kontrowersje dotyczyły ograniczeń w liczbie miejsc parkingowych przy inwestycjach budowlanych. Deweloperzy ostrzegali, że może to doprowadzić do ich zmniejszenia. W projekcie nowej ustawy są przepisy pozwalające na odstępowanie od nich.

To również był projekt sejmowej komisji nadzwyczajnej ds. deregulacji. Rolą ministerstwa jest branie pod uwagę interesów wszystkich stron. Zauważyliśmy, że propozycje parlamentu są daleko idące. Porozumieliśmy się z autorami tego projektu, że można byłoby wykonać pewien krok wstecz, i zaproponowaliśmy rozwiązania. Jeśli chodzi o ocenę całości ustawy z kwietnia, to jest na to jeszcze za wcześnie – funkcjonuje kilka miesięcy, w tym częściowo w okresie wakacyjnym.

Kiedy zostanie przyjęty program wsparcia rządu dla firm energochłonnych i od kiedy zacznie on obowiązywać?

Prace nad tymi rozwiązaniami trwają. Obecnie projekt został przyjęty przez Stały Komitet Rady Ministrów i skierowany w celu notyfikacji pomocy publicznej do Komisji Europejskiej. Naszym celem jest to, by po przyjęciu projektu przez RM nabór wniosków został uruchomiony jeszcze w sierpniu.

Od lipca ruszył „Kredyt 2 procent”. Jakie jest zainteresowanie?

Bardzo się cieszę, że sporo ludzi się interesuje tym programem, pyta o warunki, zagląda do banku, umawia się z doradcami. Ten program to też pobudzenie rynku, który dramatycznie zamarł. Akcja kredytowa spadła o 50 proc. w stosunku do poprzedniego roku, sprzedaż także drastycznie się obniżyła. Poza tym uważam, że program wspierający zakup pierwszego mieszkania zawsze powinien funkcjonować, bo to jest niezwykle istotny moment w życiu każdego człowieka.

Z założenia ten projekt obejmie tylko tych, którzy i tak mają zdolność kredytową. A co z tymi, którzy jej po prostu nie mają?

Dla tych osób jest oferta mieszkań komunalnych i partycypacyjnych, takich jak mieszkania w TBS-ach. Wydajemy ogromne środki, w tym roku aż 1,65 mld zł, na wspieranie tego typu rozwiązań. Jest to gigantyczny wzrost w stosunku do naszych poprzedników, kiedy wydawano ok. 100 mln zł rocznie. Chcemy bardzo mocno wzmacniać rynek komunalnych mieszkań. To jest rozwiązanie dla osób, które nie mają zdolności kredytowej i nie mogą ubiegać się w banku o kredyt na zakup mieszkania na własność.

Czytaj więcej

Barometr prawa: wrzutki posłów, znikające projekty i niepewne terminy

Program jest określany jako „Kredyt 2 procent”, ale jak się wejdzie w szczegóły, to okazuje się, że to jest 2 procent plus marża banku, a do tego tylko przez pierwsze 10 lat. Potem będzie oprocentowany na zwykłych zasadach. Co więc jeśli ktoś weźmie taki kredyt, a po dekadzie i wzroście odsetek okaże się, że nie jest w stanie go spłacać? Czy nie powinno jednak być stałego oprocentowania do końca?

Od samego początku wyraźnie o tym mówiliśmy – 2 procent plus marża i inne opłaty. My możemy zagwarantować wysokość oprocentowania, ale nie możemy bankom narzucić marży. Mówimy tylko, żeby była to średnia produktów, które oferują dotychczas. To rozwiązanie i tak jest bardzo atrakcyjne w stosunku do oprocentowania 7 procent, które jest dziś średnią na rynku. Co zaś do dopłat po 10. roku, to konstrukcja kredytu ma charakter raty malejącej i równej spłaty kapitału. Po 10. roku już bez dopłat rata będzie niższa niż pierwsza. A pierwsze raty są niższe aż o 30 procent w stosunku do kredytu komercyjnego.

Jeszcze przed rozpoczęciem prac nad ustawą o „Kredycie 2 procent”, ale już po jego zapowiedzi pojawiły się informacje o wzroście cen nieruchomości…

Mamy informacje GUS za pierwszy kwartał, z których wynika, że ceny nieznacznie spadły. Zapowiedzieliśmy program 14 grudnia, po pierwszym kwartale mieliśmy spadek średnich cen. Nieprawdą jest, że już po zapowiedzi programu ceny wzrosły. Były wręcz minimalne spadki kwartał do kwartału.

Tu jest ta obawa, że będzie wzrost cen i może być tak, że limity kwot, jakie można wziąć w kredycie, przestaną wystarczać na zakup mieszkania.

Myślę, że po pierwszym boomie sytuacja ustabilizuje się i każdy, kto zechce sprzedać mieszkanie, będzie musiał negocjować i obniżać cenę, więc nie spodziewam się tutaj żadnych wzrostów. Proszę pamiętać, że uprawnione do kredytu było 30 tys. osób, a rocznie mieszkań kupuje się 200–250 tys., więc to jest stosunkowo mały udział w rynku. W związku z tym te ceny muszą się dostosować do realiów, ale pamiętajmy też, że od 30 lat mieszkania niezmiennie drożeją. Są przejściowe spowolnienia tego wzrostu, ale generalnie od trzech dekad trend jest stały. Więc nie jest tak, że przez program, który wprowadziliśmy, nagle mieszkania drożeją.

Myślę, że ceny będą rosły poniżej progu inflacyjnego za cały rok, ale jaka to będzie wartość, zobaczymy. Nie ma też planów, by zwiększyć przewidziane w programie limity kwotowe. Co prawda w Warszawie trzeba być dość elastycznym, chcąc kupić mieszkanie z programu, ale to jest jedyne takie miejsce. W każdym innym miejscu można kupić komfortowe, 50-metrowe mieszkanie w ramach limitu określonego w programie. Nawet w stolicy, choć raczej nie kupi się mieszkania w Śródmieściu czy na Mokotowie, ale już na Białołęce i Ursynowie tak...

Niedawno „Rzeczpospolita” zwróciła uwagę na problem tzw. wrzutek legislacyjnych, czyli przepisów, które nie są związane ani z tytułem ustawy, ani z jej główną materią, ale znajdują się w jej projekcie. Choćby sprawa uszczelnienia przepisów o Aptece dla aptekarza, które zostały wrzucone do projektu ustawy o ubezpieczeniach eksportowych. Takich przykładów jest więcej. Po co tak robić? Nie można uchwalić ich w odrębnych ustawach? Bo z perspektywy mediów wygląda to jak próba ukrycia przepisów, które mogą budzić kontrowersje, czy zagrzebanie pod innym tytułem – a nuż ktoś ich nie znajdzie.

Pozostało 95% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Paliwo będzie droższe o 50 groszy na litrze, rachunki za gaz o jedną czwartą
Praca, Emerytury i renty
Krem z filtrem, walizka i autoresponder – co o urlopie powinien wiedzieć pracownik
Podatki
Wykup samochodu z leasingu – skutki w PIT i VAT
Nieruchomości
Jak kwestionować niezgodne z prawem plany inwestycyjne sąsiada? Odpowiadamy
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Nieruchomości
Wywłaszczenia pod inwestycje infrastrukturalne. Jakie mamy prawa?