Będą strefy wolne od genetycznych upraw

Twierdzi Janusz Zaleski, wiceminister środowiska w rozmowie z Zofią Jóźwiak

Publikacja: 11.01.2010 06:20

Będą strefy wolne od genetycznych upraw

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

[b]Siedem krajów Unii Europejskiej zakazało uwalniania organizmów genetycznie modyfikowanych (GMO) do środowiska. Dwa kolejne przygotowują się do wprowadzenia takiego zakazu. Dlaczego one mogły to zrobić, a my musimy godzić się na obsiewanie pól genetycznym ziarnem?[/b]

Janusz Zaleski: Zakaz wprowadzania GMO sfinalizowały do tej pory tylko dwa kraje UE – Węgry i Austria. Udowodniły na podstawie badań naukowych, że modyfikowana kukurydza MON 810, bo tylko takie nasiona zostały dopuszczone do komercyjnej uprawy w UE, ma negatywny wpływ na nicienie glebowe. Pozostałe kraje dopiero przechodzą tę trudną ścieżkę – wymagającą akceptacji Rady i Komisji Europejskiej. Nasza [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=973D54C8C8A0FF1FDA693D6063EC0FC2?id=184980]ustawa o organizmach genetycznie zmodyfikowanych[/link] nie przewiduje możliwości wprowadzenia takiego zakazu. Szansę dadzą dopiero nowe przepisy dotyczące GMO. Minister rolnictwa na podstawie badań naukowych będzie mógł wydać zakaz uprawy.

[b]Czy Europejczycy rzeczywiście chcą upraw GMO?[/b]

Coraz więcej państw europejskich domaga się, żeby one decydowały o wprowadzaniu GMO na ich teren. Wyraźnie widoczne było to na grudniowym spotkaniu ministrów rolnictwa i środowiska w Hadze.

Do tej pory dwie próby zmiany przepisów spełzły na niczym, ale obserwuję, że ta tendencja się nasila. Chodzi o to, żeby w dyrektywie dotyczącej GMO uwzględniać także czynniki ekonomiczno-społeczne. Dzisiaj możemy sprzeciwiać się tylko na podstawie badań naukowych, takich jak te, na których oparli się Austriacy i Węgrzy.

[b]W Polsce wszystkie sejmiki wojewódzkie podjęły uchwały, że ich regiony nie chcą upraw GMO. Na tej podstawie poprzedni rząd chciał, byśmy stali się krajem wolnym od GMO. Czy nie mogli państwo przekonywać UE do tej drogi?[/b]

Nie. Unia nie zgodziła się uznać z tego powodu Polski za kraj wolny od GMO. Uchwały sejmików nie miały podstawy prawnej. Do tego trzeba by notyfikować je w Brukseli, co byłoby długotrwałe i trudne, jeżeli nie niemożliwe. Dlatego poszliśmy w kierunku dania takich uprawnień grupom rolników. Tego nie trzeba będzie notyfikować.

[b]W debacie sejmowej nad projektem ustawy posłowie PiS podnosili, że wprowadzenie GMO w proponowanej wersji łamie art. 5 konstytucji, konkretnie jest niezgodne z przepisami nakazującymi strzec dziedzictwa narodowego oraz zapewniać ochronę środowiska, kierując się przy tym zasadą zrównoważonego rozwoju. Czy mają rację?[/b]

Wręcz przeciwnie, ustawa zabezpiecza te wartości. Jeśli chodzi o zrównoważony rozwój, to dajemy możliwość tworzenia stref wolnych od GMO, wprowadzamy też przepisy, na podstawie których będzie wiadomo, gdzie i kto GMO uprawia.

[b]Czy w Polsce prowadzone są badania mogące wykazać wpływ GMO na otoczenie? Jeśli nie, to czy nie możemy powołać się na badania zagraniczne, decydując się na zakaz upraw GMO?[/b]

Powinniśmy mieć wyniki z naszego kraju, prowadzone w naszych warunkach klimatycznych. Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Nauki zleciły takie badania. Przeznaczyły na to kilka milionów zł. Na razie mamy tylko wyniki wstępne – na podsumowanie jest jeszcze za wcześnie.

[b]Projekt ustawy o GMO nie obejmuje wszystkich kwestii związanych z tym zagadnieniem – wyłączone zostały z niego kwestie związane z in vitro, a także żywności. Czy nie lepiej byłoby całą tematykę związaną z GMO zamieścić w jednym akcie?[/b]

Ustawa zajmuje się GMO od eksperymentu do uprawy włącznie. Dobrze, że wyłączono sprawy związane z in vitro. Sprawy ludzkie nie powinny być regulowane w akcie prawnym dotyczącym GMO. In vitro nie ma też nic wspólnego z organizmami genetycznie zmodyfikowanymi i modyfikacją genetyczną istoty ludzkiej. Zgodnie z dyrektywą jest techniką nieprowadzącą do uzyskiwania GMO. Są natomiast odrębne przepisy dla żywności i w nich rozstrzyga się kwestie związane z GMO. Są uregulowane w obowiązujących wprost rozporządzeniach wspólnotowych. Naszą ustawą precyzujemy jeden ważny przepis: informacja o tym, że produkt zawiera GMO, ma być takiej samej wielkości jak jego nazwa.

[b]Dotychczas też był obowiązek znakowania takiej żywności, ale informacje znajdowały się na nielicznych wyrobach i były prawie niezauważalne. W praktyce nie wiedzieliśmy, co kupujemy. A przecież w obrocie jest nie tylko modyfikowana kukurydza, ale i inne rośliny.[/b]

Otwarcie rynku na produkty GMO wymusza nie tylko UE, ale i Światowa Organizacja Handlu (WTO). Na rynku mamy przede wszystkim genetycznie modyfikowaną soję i kukurydzę, które stanowią paszę dla zwierząt, a także kukurydzę MON 810 – roślinę odporną na omacnicę prosowiankę. Stąd w łańcuchu żywnościowym pojawia się GMO. Chcę uspokoić: żadne owoce ani warzywa na polskim rynku nie są genetycznie modyfikowane. Najczęściej występującym produktem spożywczym wytworzonym z GMO lub wraz z nim trafiającym do innych wyrobów jest olej i na wielu etykietach znajduje się informacja, że powstał z roślin zmodyfikowanych genetycznie. Z kolei ani w Polsce, ani w UE nie ma przepisu nakazującego informowania o tym, że zwierzęta są karmione modyfikowaną paszą, i nasze zakłady mięsne także nie podają takiej informacji. Tu nic się nie zmieni.

[b]Wątpię, czy zmiana wielkości czcionki cokolwiek poprawi.[/b]

Uważam, że informacje zamieszczone na opakowaniu dużą czcionką (zgodnie z art. 12 nowej ustawy o GMO) powinny przynajmniej ułatwić klientom wybór.

[b]Jeżeli odpowiedzialna za te kwestie inspekcja odpowiednio często dokona kontroli i nie znajdzie nieznakowanych produktów zawierających GMO. W sumie przestrzegania prawa GMO ma strzec osiem inspekcji. Jakie środki finansowe przewidziano na ten cel?[/b]

Zapisaliśmy w projekcie 3 mln zł na wzmocnienie działalności inspekcji. Biorąc pod uwagę, że już dzisiaj prowadzą one kontrole, liczę, że będzie to ok. 8 – 10 mln zł rocznie. To nie jest mało, choć znacznie mniej niż w krajach starej UE. Niemcy przeznaczają na różne cele związane z GMO miliard euro rocznie. Uważam jednak, że w naszej sytuacji gospodarczej wydanie takiej kwoty jest niemożliwe.

[b]Dzisiaj mamy w Polsce do czynienia z obsiewaniem pól genetycznie zmodyfikowaną kukurydzą, mimo że jest zakaz obrotu nasionami GMO. Różne źródła podają, że jest to od 3 do 30 tys. ha.[/b]

Skłaniałbym się raczej ku 3 tys. ha, ale rząd dokładnymi danymi nie dysponuje. Dziś nie ma bowiem zakazu takich upraw ani ich rejestracji, jest tylko zakaz obrotu nasionami GMO. Nasi rolnicy zaopatrywali się w nie dotychczas na Słowacji albo w Czechach. W praktyce więc sąsiedzi nie muszą wiedzieć dzisiaj, że na polu obok uprawia się kukurydzę GMO. Chcemy, żeby te uprawy były pod kontrolą, i to właśnie zmieniamy nową ustawą.

[b]Rząd proponuje, a UE na to przystaje, by strefę wolną od GMO mogło ogłosić kilka, czyli przynajmniej dwa sąsiadujące ze sobą gospodarstwa. Czy nie będziemy mieli nadmiernej szachownicy upraw? Jaką pewność będą mieli rolnicy preferujący konwencjonalne czy ekologiczne zasady produkcji?[/b]

Może wtedy powstać szachownica upraw, ale będzie ona broniła interesów tych, którzy nie chcą wpływu GMO na swoje rośliny. Poza tym to na razie jedyna możliwość wprowadzenia zakazu GMO przynajmniej na części gruntów. Wyobrażam to sobie tak: będzie grupa rolników uprawiająca GMO, następnie strefa ochronna, a za nią ci, którzy ustanowili strefę wolną od GMO.

[b]Producenci GMO uważają, że nie ma uzasadnienia dla tak szerokich stref, jakich chce rząd – od 500 do 1000 m. Sądzę, że przyjęte w Czechach 50 – 70 m wystarczy. Może się okazać, że takiej strefy w ogóle nie da się ustanowić, i uprawa GMO okaże się niemożliwa.[/b]

Zwolennikom GMO dajemy przecież prawo uprawy takich roślin. Ale przyznaję, że strefy mogą im to utrudnić. Wielkość stref ma zostać określona rozporządzeniem. Musi jednak dać gwarancję tym, którzy nie chcą uprawiać GMO, by przynajmniej w normalnych warunkach nie dochodziło do krzyżowania się roślin GMO z konwencjonalnymi. Bo nie oszukujmy się: w sytuacjach ekstremalnych, np. trąby powietrznej, może się okazać, że pyłek z roślin GMO zostanie przeniesiony nawet o kilkadziesiąt km i żadne strefy nie pomogą.

[b]Skąd rolnik ma się dowiedzieć, że jego sąsiad zamierza hodować GMO i trzeba poszukać partnera do utworzenia strefy wolnej?[/b]

Kto zamierza obsiewać pola takimi roślinami, będzie się wpisywał do rejestru upraw GMO. A co moim zdaniem ważniejsze w stosunkach panujących na wsi – będzie musiał poinformować o tym sąsiadów. Zainteresowany powinien więc dostać informacje z pierwszej ręki.

[b]Czy rząd przewiduje utworzenie stref ochronnych także dla obszarów Natura 2000?[/b]

Na razie w projekcie takiego przepisu nie ma i nie jestem pewien, czy uda się go odpowiednio sformułować, zgodnie z obowiązującym prawem wspólnotowym. Ale nie byłoby to złe rozwiązanie, gdyby udało się odizolować strefy Natura 2000 od upraw GMO.

[b]Jak więc sprawa przedstawia się z ekonomicznego punktu widzenia? Czy uprawy GMO są opłacalne i czy polskie rolnictwo dałoby sobie radę bez nich?[/b]

Dla tych, którzy uprawiają rośliny GMO, pewnie tak – uprawy są bardziej wydajne, pozwalają oszczędzić na pestycydach czy zabiegach agrotechnicznych. Z punktu widzenia potrzeb żywnościowych Polski nie jest to niezbędne, bo jesteśmy eksporterem żywności. Dlatego uważam, że zasada ostrożności powinna być w tej sytuacji najważniejsza – nie powinniśmy ryzykować, jeśli nie znamy skutków takich działań.

[b]Ministerstwo Środowiska może już dzisiaj odmówić zgody na uwolnienie organizmu GMO. Będzie mogło też zrobić to w przyszłości. Czy skorzystało już z takiej możliwości?[/b]

Tak. Ostatnio odmówiliśmy zgody na uwolnienie słodkiego ogórka. Wprawdzie ma interesujące walory smakowe, ale zawiera gen oporności na antybiotyk – kanamycynę, co może wywołać antybiotykooporność u ludzi spożywających ten produkt. Wielbicielom takich smaków pozostanie więc nadal smarowanie ogórka miodem. Uważamy, że ważniejsze jest zachowanie możliwości leczenia ludzi.

[b]Siedem krajów Unii Europejskiej zakazało uwalniania organizmów genetycznie modyfikowanych (GMO) do środowiska. Dwa kolejne przygotowują się do wprowadzenia takiego zakazu. Dlaczego one mogły to zrobić, a my musimy godzić się na obsiewanie pól genetycznym ziarnem?[/b]

Janusz Zaleski: Zakaz wprowadzania GMO sfinalizowały do tej pory tylko dwa kraje UE – Węgry i Austria. Udowodniły na podstawie badań naukowych, że modyfikowana kukurydza MON 810, bo tylko takie nasiona zostały dopuszczone do komercyjnej uprawy w UE, ma negatywny wpływ na nicienie glebowe. Pozostałe kraje dopiero przechodzą tę trudną ścieżkę – wymagającą akceptacji Rady i Komisji Europejskiej. Nasza [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=973D54C8C8A0FF1FDA693D6063EC0FC2?id=184980]ustawa o organizmach genetycznie zmodyfikowanych[/link] nie przewiduje możliwości wprowadzenia takiego zakazu. Szansę dadzą dopiero nowe przepisy dotyczące GMO. Minister rolnictwa na podstawie badań naukowych będzie mógł wydać zakaz uprawy.

Pozostało 91% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Prawo dla Ciebie
PiS wygrywa w Sądzie Najwyższym. Uchwała PKW o rozliczeniu kampanii uchylona
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Dane osobowe
Rekord wyłudzeń kredytów. Eksperci ostrzegają: będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawnicy
Ewa Wrzosek musi odejść. Uderzyła publicznie w ministra Bodnara