Na rynku medycznym jak grzyby po deszczu wyrastają kliniki okulistyczne, laryngologiczne, kardiologiczne i stomatologiczne.
To, że placówki medyczne tak chętnie używają miana kliniki, aby dodać sobie prestiżu, nie oznacza, że mają do tego prawo.
Nazwa „klinika" jest zastrzeżona dla wybranych lecznic. Są to szpitale i oddziały należące do uniwersytetów medycznych, które poza leczeniem zajmują się również kształceniem przyszłych lekarzy czy pielęgniarek. Nazwą „klinika" mogą się także posługiwać inne placówki medyczne, nienależące wprawdzie do uczelni, ale zajmujące się kształceniem kadr medycznych.
Tak stanowi art. 89 ust. 6 ustawy o działalności leczniczej.
– Nikt inny nie jest uprawniony do posługiwania się tą nazwą. Jeśli ktoś ją podaje, to wprowadza pacjenta w błąd. A zgodnie z ustawą o prawach pacjenta powinien on być informowany, jaki jest rzeczywiście rodzaj i zakres świadczeń udzielanych w danej placówce medycznej – tłumaczy adwokat Michał Sierpiński z kancelarii adwokatów i radców prawnych Sowisło i Topolewski. Podkreśla, że informacja niezgodna ze stanem faktycznym jest niedopuszczalną reklamą. Jej rozprzestrzenianie koliduje z kodeksem etyki lekarskiej, którego art. 65 zakazuje wszelkich form reklamy świadczonych usług leczniczych. W związku z tym wobec lekarzy posługujących się bezprawnie nazwą „klinika" lekarscy rzecznicy odpowiedzialności zawodowej mogą wszczynać postępowania dyscyplinarne.