Już po raz trzeci minister zdrowia przesuwa szpitalom termin na wykup polis od zdarzeń medycznych. Pierwszy raz w 2012 r., drugi – w 2013 r. I teraz, w 2015 r., po raz trzeci.
Co dwa lata scenariusz jest taki sam. Mniej więcej pół roku przed godziną zero, czyli przed początkiem kolejnego roku wprowadzającego obowiązek wykupienia ubezpieczenia, dyrektorzy ok. 800 szpitali w Polsce zaczynają nerwowo przestępować z nogi na nogę. Tłumaczą wszystkim dookoła, że nie mogą kupić polisy, że szpitala na nią nie stać, a w ogóle to jest niepotrzebne, bo odszkodowanie poszkodowanemu pacjentowi można zapłacić z budżetu szpitala.
I minister zdrowia, czy to Bartosz Arłukowicz, czy to obecnie panujący prof. Zembala, łamie się pod wpływem tych argumentów i przygotowuje prostą nowelę ustawy o działalności leczniczej. W środę nad kolejną debatowali właśnie posłowie na posiedzeniu Sejmowej Komisji Zdrowia. Pytanie tylko, czy to już nie najwyższy czas, by zakończyć tę zabawę w dobrego wujka. Może należałoby raz na zawsze znieść szpitalom obowiązek wykupu polis od zdarzeń medycznych, skoro ich na nie stać.
Minister zdrowia zaoszczędziłby pracy posłom, senatorom, legislatorom, na papierze na produkcję kolejnych nowel ustaw o działalności leczniczej i atramentu w długopisie prezydenta, który te zmiany podpisuje.
Tym razem, przesuwając termin, tłumaczy, że cały czas tylko PZU oferuje polisy i są one za drogie. Dodaje też, że samorządy odpowiedzialne za szpitale są już na finiszu utworzenia towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych. Tyle że te same argumenty słyszymy od kilku lat. W tej kwestii nic się nie zmienia.