Zmarły w 2011 roku Arkady Vaksberg to pisarz w Polsce mało znany. Z wykształcenia prawnik, przez kilkanaście lat wykonywał zawód adwokata w Związku Radzieckim. Później poświęcił się historii i dziennikarstwu - publikował na łamach „Literaturnaya Gazeta".
Na początku kwietnia nakładem Wydawnictwa REA-SJ do księgarń trafiła przetłumaczona na język polski książka Vaksberga zatytułowana „Łysina Lenina wspomnienia adwokata". Jak czytamy we wstępie jest „to opis najciekawszych, najbardziej zaskakujących, czasem wręcz absurdalnych spraw karnych, w których autor występował jako adwokat, bądź poznał je z relacji przyjaciół z palestry".
Autor na początku swojej kariery adwokata założył teczkę, w której przechowywał notatki na temat różnych spraw, o których usłyszał w sali rozpraw, na sądowych korytarzach albo w „pokoju-klitce", gdzie przejmował klientów przychodzących po poradę prawną. Zbierał materiały z adwokackiej dokumentacji: przytoczone dosłownie sądowe przesłuchania czy kłótnie stron procesu „wziętych w krzyżowy ogień pytań". Vaksberg zapewnia, iż nie upiększył ówczesnej rzeczywistości, a w zebranych opowiadaniach nie ma żadnych fikcyjnych detali.
Są za to zaskakujące historie prosto z radzieckich sądów karnych, w które momentami wręcz trudno uwierzyć. Bo czy często na wokandę trafia sprawa podstarzałej tancerki, która uwodzi o ponad połowę młodszego od siebie oficera marynarki, a kiedy uczucie między kochankami wygasa podaje mu truciznę, a następnie obcina głowę i... inne członki ciała.
Książka odsłania kulisy pracy jednego z najbardziej znanych wówczas sowieckich prawników – Ilii Dawidowicza Braudego. Autor zna go doskonale, gdyż był jego „pomocnikiem". Możemy poznać nie tylko fragmenty jego mów obrończych w często beznadziejnych sprawach, ale dowiedzieć się także, że w Rosji Radzieckiej pomoc prawną z urzędu opłacały same kolegia adwokackie, zbierając na ten cel składki od swoich członków.