– Naszą szansą na zatrzymanie w Polsce uciekających przed wojną specjalistów i fachowców z Ukrainy jest przede wszystkim bliskość kulturowa i geograficzna – ocenia Krzysztof Inglot, założyciel i ekspert agencji zatrudnienia Personnel Service, komentując wyniki jej analizy, które „Rzeczpospolita” publikuje jako pierwsza. Jak dodaje, polski rynek pracy mogłoby zasilić około 600 tys. uchodźców – o ile uda się w miarę pokonać bariery utrudniające ich zatrudnienie.
Według analizy przygotowanej przez ukraińskiego wydawcę i dziennikarza Wiaczesława Butkaliuka niełatwo będzie przezwyciężyć strukturalne niedopasowanie fali ukraińskich uchodźców (głównie kobiet z dziećmi) do potrzeb polskiego rynku pracy, na którym najwięcej wakatów jest w branżach i na stanowiskach przeznaczonych dotychczas dla mężczyzn. Dostosowanie tych stanowisk do możliwości kobiet wymaga czasu, a często też inwestycji po stronie firm.
Konkurencja Niemiec
Butkaliuk przypomina ogłoszone w ubiegłym tygodniu wyniki raportu ukraińskiego think tanku Centrum Razumkowa, które przebadało 101 uchodźców przekraczających granicę ze Słowacją. Ponad trzy czwarte z nich miało wyższe wykształcenie, a największą grupę stanowili wysoko wykwalifikowani specjaliści (26 proc.), przedsiębiorcy (20 proc.) i robotnicy wykwalifikowani fachowcy (17 proc.). Również w Polsce, wśród prawie 2,7 mln uchodźców, którzy wjechali do naszego kraju, sporą grupę stanowią specjaliści i przedsiębiorcy.
– Dla części z nich, w tym na przykład dla lekarzy, barierą ograniczającą możliwości zatrudnienia w zawodzie będzie brak znajomości języka polskiego – ocenia Julia Weselowska, ukraińska ekspertka ds. zagranicznego rynku pracy. Na ten problem zwracały też uwagę polskie firmy w niedawnym sondażu Antal; wprawdzie 77 proc. z nich deklarowało, że ich wakaty są otwarte również na specjalistów i menedżerów z Ukrainy, ale ponad połowa dostrzegała problem bariery językowej.