„Rzeczpospolita" dotarła do najnowszego raportu Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o najniższych emeryturach wypłacanych z nowego systemu emerytalnego. Wysokość świadczeń zależy w nim od wpłaconych składek.
Raport ZUS jest co najmniej alarmujący. Wynika z niego, że już ponad 310 tys. osób dostaje świadczenie poniżej minimalnej emerytury. I ta liczba gwałtownie rośnie.
Czytaj więcej
Nawet całkowita niezdolność do pracy nie oznacza zakazu aktywności zawodowej. O zatrudnieniu emeryta i rencisty trzeba jednak zawiadomić ZUS i zwykle płacić za taką osobę wszystkie składki.
Co szósty nie uzbierał, ile powinien
Jeszcze dziesięć lat temu było tylko 23 tys. takich osób. Największy przyrost groszowych emerytur nastąpił na przełomie 2016 i 2017 r., gdy rząd obniżył wiek emerytalny do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Od tego czasu co roku świadczenie poniżej ustawowego minimum, które obecnie wynosi 1250 zł brutto (na rękę 1066 zł), otrzymuje po raz pierwszy ok. 50 tys. osób rocznie. Biorąc pod uwagę, że ZUS przyznał w 2020 r. z nowego systemu ok. 290 tys. emerytur, znaczy to, że co szóste przyznawane przez Zakład w zeszłym roku świadczenie jest poniżej ustawowego minimum.
Z raportu wynika, że rekordzista dostaje 2 gr świadczenia, bo w trakcie całego dorosłego życia był ubezpieczony w ZUS dokładnie jeden dzień, za który wpłynęła składka na emeryturę. Co ciekawe, wśród tych 310 tys. pobierających emeryturę w wysokości niższej niż najniższa aż 48,3 proc.(50,4 proc. mężczyzn i 47,8 proc. kobiet) miało emeryturę wyliczoną jedynie z kwoty zwaloryzowanego kapitału początkowego za pracę przed 1999 r. Oznacza to, że osoby te nie odprowadziły ani jednej składki na ubezpieczenie emerytalne po 1998 r.