"Dlaczego dyskusja o faktach historycznych ma się toczyć w asyście prokuratury i sądu? Dlaczego ofiary i świadkowie Zagłady mają ważyć słowa, by nie podpaść organom ścigania, i czy będzie odtąd czynem karalnym świadectwo ocalałego Żyda, który „bał się Polaków”? Dlaczego mamy spierać się nie na argumenty, lecz na paragrafy? Czy byłby to, zważmy, zakaz symetryczny do zakazu kłamstwa oświęcimskiego? I skąd taryfa ulgowa dla wybranych zawodów – dlaczego za „antypolskie” opinie nie będą ścigani jedynie uczeni i artyści? A dziennikarze? A nauczyciele? Gdzie ma leżeć granica między tolerowaną nauką i sztuką a karalną publicystyką i kto ustalałby „fakty”, którym nie wolno się sprzeciwić?" - pytają autorzy listu.