Odpowiadający za rozwój rosyjskiego przemysłu wicepremier Dmitrij Kozak spotkał się we wtorek w Moskwie ze swoim białoruskim odpowiednikiem. Mimo oczekiwań władz w Mińsku nie chciał poruszyć tematu tzw. manewru podatkowego, który w Rosji rozpocznie się już w przyszłym roku i oznacza wyższe ceny rosyjskiej ropy dla białoruskich rafinerii. Analitycy podliczyli, że w ciągu sześciu lat budżet Białorusi może stracić na tym ponad 10 mld dolarów. Białoruskie władze od miesięcy domagają się, by Rosja rekompensowała te straty. Moskwa tematu konsekwentnie unika.
Białoruska redakcja rosyjskiej agencji Interfax, powołując się na „dobrze poinformowane źródło”, ujawniła szczegóły wtorkowego spotkania. W rozmowie z członkami białoruskiej delegacji Kozak miał powiedzieć, że rekompensata dla Białorusi nie będzie omawiana, dopóki „nie zapadną zasadnicze decyzje dotyczące dalszej integracji Białorusi i Rosji w ramach państwa związkowego”.
O tym, że za „przyjaźń z Łukaszenką” Rosja słono płaci, w Moskwie mówi się nie od dziś. Rosyjskie media wielokrotnie sugerowały, że nastawienie Kremla do Łukaszenki się zmieniło i Mińsk musi udowodnić, że jest sojusznikiem Rosji.
– Tematem rekompensaty dla Białorusi osobiście zajmuje się prezydent Władimir Putin. Żaden członek rządu w Rosji nie odważy się podejmować jakichkolwiek decyzji. Chodzi o zbyt duże pieniądze. Władze w Mińsku wiedzą, co mają zrobić. Za darmo nic nie dostaną – mówi „Rzeczpospolitej” rosyjski analityk blisko związany z Kremlem, który zastrzegł anonimowość. Nie chciał mówić o konkretach, sugerując, że ani Moskwa, ani Mińsk nie chcą, by o szczegółach negocjacji dowiedziała się opinia publiczna.
Powołując w Moskwie w 1997 roku Związek Białorusi i Rosji, zakładano, że w perspektywie pojawią się wspólna waluta, wspólny parlament, wspólny sąd, a nawet wspólny rząd. Miały się też pojawić wspólne flaga i godło. – Obecnie chodzi co najmniej o wspólną walutę. Istotne jest też, by Białoruś mówiła jednym głosem z Rosją na arenie międzynarodowej – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Andriej Suzdalcew z prestiżowej Wyższej Szkoły Ekonomii w Moskwie. – Białoruś chce być niezależnym krajem, ale nie chce płacić za rosyjski gaz tak jak wszyscy – dodaje.