Serbia utrzymuje, że powołanie armii przez Kosowo narusza postanowienia rezolucji ONZ, która zakończyła krwawą wojnę o niepodległość Kosowa prowadzoną w latach 1998-1999. Serbia ostrzega, że może odpowiedzieć na to posunięcie zbrojną interwencją przeciwko swojej byłej prowincji, przed czym ostrzegła premier Serbii, Ana Brnabic dodając, że "jest to jedna z opcji na stole".
W piątek doradca prezydenta Serbii, Nikola Selakovic stwierdził, że Belgrad może wysłać do Kosowa serbskie jednostki i ogłosić Kosowo "terytorium okupowanym".
Lider Serbów w Kosowie, Goran Rakic nazwał powołanie armii przez Kosowo "nieakceptowalnym" i "pokazującym, że Prisztina nie chce pokoju". Rakic nakazał Serbom w Kosowie "nie odpowiadanie na prowokacje".
Interwencja armii Serbii w Kosowie doprowadziłaby do jej konfrontacji z siłami pokojowymi NATO, w tym żołnierzami USA, którzy stacjonują tam od 1999 roku.
Kosowo oderwało się od Serbii w 2008 roku - czego nie uznała m.in. Rosja.
Stoltenberg, sekretarz generalny NATO wezwał Belgrad i Prisztinę do "zachowania spokoju" i "powstrzymania się od oświadczeń i działań, które mogą prowadzić do eskalacji".
Nowo powołana armia ma liczyć 5 tysięcy żołnierzy i 3 tysiące rezerwistów. Premier Kosowa Ramush Haradinaj zapewnił, że armia "nigdy nie zostanie wykorzystana przeciw Serbom". Z kolei prezydent Kosowa Hashim Thaci zapewnił, że armia będzie "wielonarodowa i będzie służyć wszystkim obywatelom" Kosowa. Serbowie obawiają się, że nowa siła zostanie wykorzystana przeciw mniejszości serbskiej w tym państwie.