„Najwyższa Izba Kontroli ocenie negatywnie wykonanie planu finansowego Instytutu w 2018 r." – pisze NIK w raporcie, do którego dotarła „Rzeczpospolita". Izba miażdży sposób zarządzania Instytutem Zachodnim, będącym oczkiem w głowie PiS.
Instytut istnieje od 1945 roku, choć prace koncepcyjne nad jego powołaniem ruszyły już pod koniec II wojny światowej. Początkowo zajmował się badaniem okupacji niemieckiej i procesu włączania ziem zachodnich, obecnie głównie analizuję sytuację w Niemczech. W jego kilkudziesięcioletniej historii największa rewolucja zaszła po objęciu rządów przez PiS w 2015 roku. Jedną z pierwszych ustaw przyjętych przez nowo wybrany Sejm była ta dotycząca instytutu. Posłowie PiS uzasadniali, że sytuacja jednostki jest skrajnie zła, więc powinna ona działać na mocy specjalnej ustawy, podobnie jak Ośrodek Studiów Wschodnich.
Dworczyk ma nadzór
Po przyjęciu ustawy wokół instytutu zaczęły się pojawiać nazwiska czołowych polityków PiS. Nadzór nad jednostką sprawuje premier, czyli obecnie Mateusz Morawiecki, a czynności w jego imieniu wykonuje szef KPRM Michał Dworczyk. Tuzy z PiS wchodzą też w skład rady instytutu. Przewodniczącym jest europoseł prof. Zdzisław Krasnodębski, członkami m.in. wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk i prof. Grzegorz Kucharczyk, były członek komitetów poparcia Lecha Kaczyńskiego i Marka Jurka. W skład rady wchodził też obecny szef MSZ prof. Jacek Czaputowicz.
Po wejściu ustawy w życie z budżetu państwa zaczęło płynąć do instytutu kilkakrotnie więcej pieniędzy. Przykładowo jeszcze w 2015 roku było to 870 tys., a w 2018 roku – już 3,5 mln. To, jak jednostka radzi sobie w warunkach nowej ustawy, postanowiła sprawdzić NIK. I jest to ocena druzgocąca. Największe zastrzeżenia kontrolerów wzbudziła sprawa komercyjnego wynajmu pomieszczeń, który instytut prowadzi w wiekowym budynku zwanym rybakówką. Zdaniem NIK mimo obowiązków z ustawy o finansach publicznych instytut nie dochodził należności w wysokości 54,5 tys. zł.
Wątpliwości wzbudziło zachowanie wobec kilku najemców, zwłaszcza jednego, zalegającego z kwotą 50,2 tys. zł za wynajem 254 mkw. powierzchni i 16 miejsc parkingowych. Zdaniem NIK instytut powinien przeprowadzić egzekucję na podstawie aktu notarialnego. W wyjaśnieniach dla Izby dyrektor instytutu dr Justyna Schulz tłumaczyła, że tego nie zrobiono, bo najemcą jest startup mający problemy z rozruchem. Dodała, że na poznańskim rynku nieruchomości „rybakówka" jest coraz mnie atrakcyjna z powodu słabego doświetlenia światłem słonecznym, braku klimatyzacji i nieszczelnych okien. W rozmowie z „Rzeczpospolitą" dyrektor Schulz mówi, że „instytut różni się z NIK w ocenie modelu biznesowego". – Izba uważa, że powinniśmy wybrać drogę sądową. My zdecydowaliśmy się na postępowanie polubowne, które naszym zdaniem będzie skuteczniejsze – podkreśla.