Na fali sondażowej popularności Joe Bidena, który przed wyborami prowadził ponad 10 punktami procentowymi, Partia Demokratyczna była przekonana, że przez Amerykę idzie tzw. niebieska fala, czyli demokratyczna, która przełoży się też na wyniki wyborów do Kongresu. Demokraci spodziewali się powiększenia swej przewagi w Izbie Reprezentantów (którą zdobyli w 2018 r.) i liczyli na przejęcie większości w Senacie.
Tymczasem, chociaż Joe Biden zyskał ponad 4 miliony głosów indywidualnych więcej niż Donald Trump i udało mu się zdobyć ponad 270 głosów elektorskich wymaganych do wygranej, w przypadku Kongresu i Senatu sondaże i demokraci przeliczyli się.
Demokraci utrzymają większość w Izbie Reprezentantów, ale najprawdopodobniej będzie ona mniejsza niż obecnie. W Senacie natomiast wciąż niejasne są wyniki w dwóch stanach: Karolinie Północnej i na Alasce, gdzie republikanie mają większe szanse niż ich demokratyczni oponenci. Ostatecznie zaś los większości w tej izbie ustawodawczej rozwiąże się dopiero w styczniu, po drugiej turze wyborów do Senatu w Georgii, gdzie żaden z kandydatów w dwóch wyścigach do Senatu nie uzyskał wymaganych 50 procent głosów.
W kończącej się kadencji w Senacie republikanie mają przewagę 53 do 47. Demokraci pozyskali senatora z Kolorado – Johna Hickenloopera, ale potrzebują jeszcze dwóch do tego, aby mieć połowę. Przy wygranej Joe Bidena wiceprezydent Kamala Harris będzie miała głos, dając de facto demokratom przewagę.
Jeżeli republikanom się ostatecznie powiedzie, w Senacie pozycję przewodniczącego utrzyma obecny lider większości Mitch McConnell, który zapewnił sobie kolejną kadencję, wygrywając w stanie Kentucky. – To, czy pozostanę przewodniczącym Senatu, rozstrzygnie się w Georgii. To bardzo zacięty wyścig – powiedział McConnell. Georgia to tradycyjnie konserwatywny stan, który nie miał demokratycznego senatora od 2005 r. W tym roku nadzieje demokratom w tym stanie daje zwycięstwo Joe Bidena, czyli pierwsza od 1992 r. w Georgii wygrana demokratycznego kandydata do Białego Domu.