Immunitet i tajemnica kontrolerska nie pozwalały na wejście do mieszkania w Warszawie Mariana Banasia, a zwłaszcza do jego gabinetu w siedzibie NIK – twierdzi jego pełnomocnik, który złożył do sądu w Białymstoku zażalenie na przeszukania. Domaga się zwrotu zabranych mu rzeczy i chce uchylenia prokuratorskich postanowień, na mocy których agenci CBA weszli do szefa NIK.
Oddać co służbowe
„Rzeczpospolita" poznała główne tezy skargi na działania prokuratury i CBA, których funkcjonariusze pod koniec lutego przeszukali ok. 20 miejsc związanych z Marianem Banasiem i jego bliskimi (w tym mieszkania córki i syna). Agenci – jak ujawniliśmy – szukali m.in. oryginału pierwszej umowy na dzierżawę krakowskiej kamienicy, jaką Marian Banaś zawarł z jej najemcą (Dawidem O. – pasierbem byłego sutenera). Opiewała ona na dwukrotnie wyższą sumę, niż sporządzona później druga umowa (z klauzulą pierwokupu i pokrycia remontów) – kopię tej umowy znaleźli bowiem podczas wcześniejszego przeszukania u Dawida O. i jego ojczyma.
Agentów interesowała też zawartość sprzętu, z którego korzystał Marian Banaś, co jest normalną procedurą przy przeszukaniach. Kontrowersje wywołał fakt, że zabrano mu także użytkowany przez niego służbowy laptop i iPhone, a ze stacjonarnego komputera zrobiono kopie binarne. Agenci zabrali też kalendarze służące prezesowi Izby za notatnik. Zdaniem prawnika Banasia to niedopuszczalne, bo „zawierają dane objęte tajemnicą kontrolerską".
Zarówno śledczy, jak i marszałek Sejmu, która niedawno zabrała głos, uważają, że przeszukanie u Banasia (również w NIK) było zgodne z prawem, bo „immunitet formalny nie chroni miejsc i pomieszczeń, a tylko osobę fizyczną".
Według mec. Marka Małeckiego, pełnomocnika Banasia, w tej sprawie nie było konieczne przeprowadzenie „czynności niecierpiących zwłoki" po to, by zabezpieczyć np. ślady i dowody, bo przeszukań dokonano dopiero 5 i 6 dni po wydaniu decyzji o przeszukaniu.