- Mimo oschłości pana prezydenta i takiej radykalnej skromnej oprawy, to jednak ten moment, w którym zrozumiałem, że zostałem desygnowany na premiera rządu Rzeczypospolitej, to może nie na zewnątrz ale w środku poczułem coś bardzo podniosłego - mówił w radiu RMF FM lider PO.
Dodał, że trudno określić, który dzień w życiu jest ważniejszy - Czy dzień ślubu, czy narodziny dzieci - mówił. - Natomiast to dla mnie na pewno jest bardzo ważne doświadczenie. Czuję się trochę innym człowiekiem - podsumował.
Pytany o oschłe zachowanie prezydenta, z informacją o desygnacji zadzwoniła do Tuska sekretarka, odpowiedział - Pomyślałem sobie, że skoro nie wszyscy są entuzjastycznie nastawieni do tej nominacji, szczególnie gospodarz tej uroczystości, to powinienem po prostu milczeć. Wymyśliłem więc sobie bardzo sprytną przyznacie formułę, że najprawdopodobniej pan prezydent, znając moją obsesję na punkcie władzy skromnej, bez przepychu, bez limuzyn, bez Bizancjum, może postanowił się dostosować do moich oczekiwań i dlatego było rzeczywiście zaskakująco skromnie.
- Z jednej strony, i mówię o tym bardzo poważnie, chcę traktować serio to, co mówi prezydent i mam wielki szacunek do instytucji prezydenta. Chciałbym także dobrze współpracować z prezydentem - mówił Tusk.
Lider PO wypowiadał się również na temat oceny kandydatów na ministrów przez prezydenta. - Z przykrością stwierdzam, że dotychczasowe opinie pana prezydenta bardzo negatywne, czy krytyczne wobec niektórych kandydatów jakoś nie mogą znaleźć odbicia w faktach - mówił. - To co wypowiadał pan prezydent na dwóch spotkaniach ze mną na temat ministra Sikorskiego, miało raczej w mojej ocenie charakter opinii, a nie jakichkolwiek zdarzeń - podkreślił.