To było zaskoczenie: na spotkanie z dziennikarzami zajmującymi się służbą zdrowia przyszedł człowiek, którego w resorcie nie widziano od siedmiu lat: od kiedy zainteresowali się nim inspektorzy NIK. Zadomowiony, pewny siebie. Zabierał głos obok przedstawicieli ścisłego kierownictwa resortu. Kim jest? – Społecznym doradcą – odpowiadają urzędnicy.
Na pytania „Rz” Jan Bondar, szef biura informacyjnego MZ, odpowiada: w ministerstwie nie pracuje ani jedna osoba na stanowisku doradcy medialnego. „Pani minister korzysta z opinii wielu osób. Osoby te angażują się, nie pobierając żadnego wynagrodzenia” – napisał szef biura informacyjnego.
– W urzędzie praca każdej osoby powinna być określona umową i umieszczona w Biuletynie Informacji Publicznej. Nawet jeśli ktoś nie bierze pieniędzy czy pracuje jako wolontariusz. Umowa musi jasno określać, jakie są zadania takiej osoby. I być jawna – mówi Grażyna Kopińska, szefowa programu „Przeciw korupcji” Fundacji Batorego.
Krzysztof Mika, pod skrótem K. M., jest wymieniony w raporcie NIK, który sprawdzał wykonanie budżetu za 2000 rok. Inspektorów zszokowała wtedy wysokość umów, które zawierał z biurem prasy i informacji Ministerstwa Zdrowia. Na 72 umowach o dzieło zarobił w ciągu roku 209 tysięcy złotych. Dla porównania: minister zarabiał wtedy rocznie 96 tysięcy brutto. Średnia pensja w resorcie nie przekraczała 3 tysięcy.
Inspektorów zaskoczył też zakres zadań wykonywanych na rzecz ministerstwa. „Bardzo szeroki” kwitowali. I wymieniali: przygotowanie i prowadzenie szkoleń z mediacji i negocjacji, wykłady z zakresu efektywności przedsiębiorstw, szkolenie personelu z zakresu public relations, szkolenia z zakresu ekonomii i gospodarki finansowej, przygotowanie wystąpień ministra.