Zapowiedzi powołania kolejnych komisji śledczych, które mają pogrążyć PiS, dążenia Platformy do ujawnienia nieprawidłowości w działaniu służb specjalnych, prokuratury, a także chęć pokazania, że CBA z Mariuszem Kamińskim na czele działało wbrew prawu, nie są wystarczającymi powodami, które mogą doprowadzić do marginalizacji partii Jarosława Kaczyńskiego czy do jej rozpadu. Owszem, komisje śledcze mogą doprowadzić do pewnego spadku popularności PiS albo przyczynić się do większych trudności w pozyskiwaniu nowych wyborców, ale nic poza tym.
Dla Jarosława Kaczyńskiego antidotum na takie zagrożenia jak komisje śledcze jest konfliktowa wizja świata, skutkująca rozpętaniem sporów z politycznymi oponentami na wielu frontach. Próby rozliczeń lider PiS może przedstawić jako element politycznej walki z jego partią. Z kolei wyborców przekonanych do racji prezesa PiS atak ze strony innych partii czy nieprzychylnych PiS mediów utwierdzi tylko w ich sympatiach. Zatem posiedzenia komisji, na których być może zostaną ujawnione fakty niezręczne dla PiS, mogą przekonać ludzi obojętnych czy mniej zainteresowanych polityką, ale na pewno nie odbiorą PiS trzonu jego dotychczasowych wyborców.
To poniekąd konsekwencja wyborów parlamentarnych z 2005 roku, które ujawniły głęboko zakorzenione historyczne podziały socjopolityczne w polskim społeczeństwie. Nie da się ich zbyt łatwo zasypać.
Warto pamiętać, że idea połączenia umiarkowanego konserwatyzmu z wrażliwością społeczną promowana przez przywódcę PiS nie jest ewenementem w naszych dziejach. Dlatego też wszelkie próby stworzenia prawicowej alternatywy wobec tego, co wymyślił Jarosław Kaczyński, są niemożliwe do przeprowadzenia.
Wobec zmian pokoleniowych i mentalnych, ujawnionych w ostatnich wyborach, próba restytucji prawicy postendeckiej, radykalnie narodowo-katolickiej, np. z Markiem Jurkiem na czele, skazana jest na fiasko. Wyborców o takim profilu skłonnych do rozbicia prawicowej jedności po prostu nie wystarczy. Ksiądz Tadeusz Rydzyk, będący ważną postacią dla dużej części prawicowych wyborców, nie jest politycznym woluntarystą i nie będzie popierał nowej, niepewnej inwestycji, mając obok „stary” i stabilny PiS. Z kolei wspólna inicjatywa Kazimierza Ujazdowskiego, Pawła Zalewskiego, Jana Rokity i Kazimierza Marcinkiewicza, jeśli kiedykolwiek w ogóle powstanie, będzie z góry skazana na zawieszenie w jeszcze większej społecznej próżni. Bo dziś nie da się nagle stworzyć w Polsce klasy średniej, która byłaby ultraliberalna ekonomicznie, a jednocześnie konserwatywna kulturowo.