Cimoszewicz nie cierpi partyjnych zebrań

Moje związki z SLD są obecnie żadne. Wywołuje to zresztą zdumienie wielu członków partii. Ale to mój świadomy wybór – mówi były premier

Publikacja: 11.02.2008 05:27

RZ: Czy będzie pan kandydatem na prezydenta w następnych wyborach? Podobno koledzy z LiD namawiają pana do tego?

Włodzimierz Cimoszewicz, senator niezależny, członek SLD: To nieprawda, nikt mnie nie namawia do kandydowania na prezydenta. Ja też nie rozważam takiego pomysłu.

Dlaczego?

Nie ma obowiązku walki o prezydenturę. Dwukrotnie brałem udział w tych wyborach. Ostatnio, dwa lata temu, potraktowałem to bardzo poważnie, z przekonaniem, że mam coś istotnego do zaoferowania rodakom. Skończyło się tak, jak się skończyło – moją rezygnacją. Było to doświadczenie przykre, rozczarowujące i nic mnie nie skłania, żeby je powtórzyć. Nie mam ochoty przeżywać po raz kolejny traumatycznych wydarzeń związanych z kampanią wyborczą, w której wszystkie chwyty są dozwolone, nawet te poniżej pasa.

Dla lewicy, która jest w tej chwili w opozycji, może to być jeden z pomysłów na zaistnienie w świadomości opinii publicznej. Można lansować swojego kandydata, zorganizować prawybory, słowem – przebijać się do mediów.

Środowisko lewicy ma poważniejsze problemy niż liczba artykułów prasowych na jego temat. Jest w bardzo trudnym położeniu politycznym. Drugie z rzędu wybory parlamentarne zakończyły się bolesną porażką. I z tego trzeba wyciągnąć wnioski, jeżeli chce się liczyć w polityce. Trzeba się skupić na tym, jak w najbliższych latach odbudowywać wiarygodność i zaufanie społeczne. Bo przecież nikt poważny nie powie, że polskie społeczeństwo jest wyjątkiem na mapie Europy i składa się wyłącznie z sympatyków prawicy. Na razie jednak, jak widać, wyborcy nie chcą towaru w postaci LiD.

Jest pan członkiem SLD; czy uczestniczy pan w toczącej się przedkongresowej kampanii w tej partii?

Moje związki z SLD są na co dzień praktycznie żadne. Wywołuje to zresztą zdumienie wielu członków partii. Ludzie pytają mnie, czy będę na tym czy innym spotkaniu. Nie będę, bo nikt mnie nie zaprosił ani nawet nie zawiadomił. Nie chce mi się rozważać, z czego to wynika. Czy jest to towarzyska niezręczność, czy chodzi o coś innego. Te spotkania nie są mi do niczego potrzebne. Nie marzę o tym, aby uczestniczyć w kolejnym zebraniu.

Na kongres też się pan nie wybiera?

Na pewno nie jako delegat. Nie potrzebuję mandatu, bo nie zamierzam kandydować na żadną funkcję. Natomiast chętnie wezmę udział w debacie o przyszłości lewicy.

Dlaczego podchodzi pan z taką rezerwą do życia partii?

Bywałem na kongresach i widziałem, jak wiele pozorów jest w takich zgromadzeniach, bo wszyscy są zainteresowani tylko jednym – kto wygra walkę o przywództwo.

To jest przecież kluczowa sprawa, polityk, który wygra, poprowadzi partię w kierunku, który mu odpowiada.

To tylko część prawdy. Oczywiście polityka wymaga liderów, między innym dlatego, że stała się bardzo medialna. Nie da się pokazać tysięcy ludzi, to pokazuje się pojedyncze osoby, które symbolizują partię. Ale jednocześnie partia nie może być tylko zapleczem liderów, bo jak zmienia się lider, to cała formacja jest zagubiona. Tak właśnie jest z lewicą, której bardziej niż wyborów nowego lidera potrzeba debaty programowej. I wydaje mi się, że ta debata nareszcie się rozpoczęła.

RZ: Czy będzie pan kandydatem na prezydenta w następnych wyborach? Podobno koledzy z LiD namawiają pana do tego?

Włodzimierz Cimoszewicz, senator niezależny, członek SLD: To nieprawda, nikt mnie nie namawia do kandydowania na prezydenta. Ja też nie rozważam takiego pomysłu.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Polityka
Kampania w cieniu wojny na Wschodzie
Polityka
Dyrektor NASK: Afera z reklamami atakującymi konkurentów Rafała Trzaskowskiego to może być prowokacja
Polityka
„Ukraść wybory, dokonać ogromnej manipulacji”. Jarosław Kaczyński mówi o nadużyciach w kampanii
Polityka
Afera ze spotami wyborczymi. Prezydent Andrzej Duda chce informacji od ABW
Polityka
Wieczór i poranek wyborczy „Rzeczpospolitej” w rp.pl