– Marszałek zdecydował się odejść z Rady Bezpieczeństwa Narodowego, bo nie pełni już funkcji państwowej, która upoważniała go, by w niej zasiadał – wyjaśnia „Rz” współpracownik Ludwika Dorna.
Były marszałek Sejmu na początku lutego wysłał do prezydenta list, w którym napisał, że prosi o zwolnienie z zasiadania w radzie. – List zawiera dosłownie dwa zdania. Nie ma w nim żadnego uzasadnienia. To po prostu prośba o przyjęcie rezygnacji. Marszałek pisze, że zasiadanie w radzie było dla niego honorem, ale dłużej nie chce w niej pozostawać – dowiadujemy się w Pałacu Prezydenckim.
Lech Kaczyński przyjął rezygnację Dorna 5 lutego. Ale dopiero wczoraj poinformowała o tym rzeczniczka Biura Bezpieczeństwa Narodowego Patrycja Hryniewicz.
Natychmiast pojawiły się komentarze, że odejście Dorna z rady to z jego strony kolejna polityczna manifestacja i dowód na to, że drogi byłego marszałka Sejmu i braci Kaczyńskich rozchodzą się coraz bardziej.
– Doszukiwanie się w tej rezygnacji drugiego politycznego dna jest błędem – zapewnia bliski współpracownik Dorna. Dowodem na to ma być fakt, że marszałek złożył prośbę o wykreślenie ze składu RBN już po zażegnaniu konfliktu z Jarosławem Kaczyńskim.