Marszałek chciał, aby projekt był wspólną inicjatywą klubów parlamentarnych, ale poróżnił on posłów już na wstępie. – Wypracuje więc go Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich – mówi jej szef Jerzy Budnik (PO). Lecz i w komisji zanosi się na ostrą dyskusję.
Komorowski chce, aby posłowie skrupulatnie określali wydatki, jakie pociągną za sobą zgłoszone przez nich projekty ustaw. Dziś regulamin Sejmu zobowiązuje ich, by wskazywali „źródła finansowania”. Tyle że często lekceważą ten zapis.
Marszałek uważa, że wskazując źródła finansowania, posłowie powinni podawać konkretną część budżetu, ale nie może to być rezerwa celowa. – To łatwy sposób, by załatać wydatki, a przecież rezerwa też ma swoje granice – mówi polityk PO.
Inny wariant dyscyplinowania posłów wzorowany jest na regulaminie Bundestagu. Według niego projekty, które zakładają istotne wydatki, będą kierowane najpierw do Komisji Finansów. Ona zbada, jak zmiany odbiją się na budżecie i zaproponuje rozwiązania. Opiniować je będzie także rząd. – Warto rozważyć takie pomysły – uważa prof. Piotr Winczorek, konstytucjonalista. – Na pewno nie spodobają się one opozycji, ale dziś wiele ustaw zostaje na papierze, bo nikt nie wyliczył, skąd wziąć na nie pieniądze. Ograniczy to zgłaszanie projektów, tylko po to, by przypodobać się elektoratowi.
– My nie mamy takich ekspertów jak rząd, którzy wyliczyliby nam skrupulatnie koszty zmian – krytykuje Marek Suski z PiS. Także Wacław Martyniuk z SLD ma wątpliwości. – Musimy to przedyskutować. Działania posła nie powinny być ograniczane ustawą budżetową, ona wiąże rząd – ocenia.