Powołanie się na "istotny interes bezpieczeństwa państwa" proponuje Kancelarii Premiera Urząd Zamówień Publicznych. Innym rozwiązaniem, o którym myśli MON, jest zakup maszyn z wolnej ręki.

- Taką możliwość daje prawo unijne. Być może skorzystamy z tej furtki. Drugi rozważany przez nas wariant zakłada zakup z wolnej ręki - twierdzi informator w MON. O wyborze tego drugiego rozwiązania mówił sam szef resortu obrony Bogdan Klich. Potrzebna jest do tego zgoda całego rządu.

Zamieszanie wokół zakupu rządowych samolotów zaczęło od ubiegłotygodniowej deklaracji Donalda Tuska. - Decyzją Rady Ministrów dokonamy takiego zakupu błyskawicznie. Być może rozstrzygniemy tę kwestię w ciągu kilku, może kilkunastu tygodni - zapowiedział premier.

Deklaracja Tuska wywołała konsternację u rządowych urzędników. - Premierowi łatwo jest wyjść przed kamery i złożyć efektowną deklarację. Tyle tylko, że cały problem później spada na szeregowych urzędników. Bo to my mamy wymyślić jak zrealizować taką obietnicę w terminie - skarży się jeden z pracowników Kancelarii Premiera. Zapowiedź premiera wywołała panikę także w MON, które kilkadziesiąt godzin po tej wypowiedzi wysłało pytania producentów samolotów o możliwie najszybszy termin dostawy maszyn.