Sony ogłosiło, że w tym roku kiedy ta reklama została wyprodukowana znacznie wzrosła sprzedaż modeli Sony Bravia. Jeżeli samo Sony tak twierdzi i jest zadowolone, co więcej tę samą agencję reklamową zatrudniło w kolejnych latach, to jest chyba dobitny dowód.
W reklamie Sony punktem kulminacyjnym jest żaba, która w 17 sekundzie wyskakuje z rynny. Gdybym doradzał Sony to powiedziałbym wykorzystajcie tę żabę w swoich folderach reklamowych a jeszcze lepiej zdjęcie tej żaby naklejcie w rogu telewizora, który stoi w sklepie. Kiedy ludzie będą przechodzili i widzieli całe multum telewizorów i nagle zobaczą Sony z żabą to zwiększą się szanse, że ludzie go kupią bo skojarzy im się z czymś przyjemnym. To nie znaczy oczywiście, że student, który nie ma pieniędzy na akademik pójdzie do sklepu zobaczy żabę i pobiegnie się zadłużyć żeby kupić telewizor. Reklama nie jest w stanie na szczęście zmusić nas do zakupu produktu, którego nie chcemy albo nas na niego nie stać. Ale jeśli będziemy akurat kupować telewizor to z dużym prawdopodobieństwem wybierzemy właśnie ten, którego reklama najlepiej zapisała się w naszej pamięci utajonej.
[b]Jak neuromarketing można wykorzystać w kampaniach politycznych?[/b]
Zastosowanie jest nieocenione. Polityka jest dla jednych tematem drażliwym, a dla innych intymnym. Albo ludzie nie chcą mówić o polityce, albo dyskutując o niej się popisują, mówiąc nie to, co naprawdę myślą i czują, ale to czego się od nich oczekuje. Większość badań politycznych opiera się na ankietach i wywiadach. Wtedy okazuje się, że nikt nie lubi Leppera, a wszyscy kochają śp. profesora Geremka. Kiedy jednak przyszło do wyborów, partia Leppera dostawała trzy razy tyle głosów co Geremka. Gdyby przeanalizować reakcje mózgu wyborców, moglibyśmy o tym wiedzieć jeszcze przed wyborami.
[b]Ale czy politycy są w stanie dowiedzieć się, co mają robić, by zyskać poparcie?[/b]
W lecie 2007 roku zrobiliśmy neuromarketingowe badania polityczne przed wyborami do Sejmu. Zrobiliśmy je dla własnej ciekawości, żadna partia za nie nie płaciła. PO i PiS szły wtedy jeszcze łeb w łeb. Poddaliśmy badaniu wystąpienia Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego na konferencjach prasowych. Badaliśmy zwolenników PO i PiS. Najpierw poprosiliśmy ich, żeby powiedzieli, czy im się podobają te wystąpienia. Otrzymaliśmy trywialne odpowiedzi tzn. zwolennicy PO twierdzili, że podoba im się Tusk i nie podoba Kaczyński. Zwolennicy PiS odwrotnie. Bardzo interesująca była za to analiza neurofizjologiczna. Okazało się, że Tusk irytował nie tylko wyborców PiS, ale i PO. Kiedy był tym agresywnym Tuskiem "o wilczych oczach" i używał sformułowań typu "polityczne tchórzostwo", "usuniemy Dorna", ci sami ludzie, którzy oficjalnie deklarowali, że im się to podoba, podświadomie – "neurofizjologicznie" odrzucali to.