Do dzisiaj Pawlak reaguje alergicznie na słowo Interams. Tym bardziej na przypominanie Anny M.
Odreagowywał przez lata. I czekał na sprzyjający moment do powrotu. Można nawet powiedzieć, że nadal czeka. Pogłoski o tym, że chciałby być premierem po raz trzeci, niczym Wincenty Witos, nie są raczej wyssane z palca.
Trauma z połowy lat 90. sprawiła, że Pawlak stał się skrajnie nieufny wobec służb specjalnych. I wzmocniła tkwiącą w nim chyba od zawsze ostrożność w kontaktach z innymi ludźmi. Ale też spowodowała, że nauczył się trwać.
Trwanie według jego oceny oznacza przetrwanie – trzeba więc trwać za wszelką cenę. I być przy tym bardzo ostrożnym. To credo Pawlaka. Zachowanie Wałęsy, początkowo wielkiego promotora jego premierowania, nauczyło prezesa PSL, że w polityce nie ma żadnych przyjaźni. Że liczy się tylko polityczny interes.
[srodtytul]Schetyna, czyli chłopaki nie płaczą[/srodtytul]
Wicepremier Pawlak, po zaskakującym zdymisjonowaniu Schetyny przez Tuska, tak to skomentował: – Mogę spokojnie mu powiedzieć: witamy w klubie facetów po przejściach.
Schetyna w jednym z wywiadów (dla „Polski”) przyznał prezesowi PSL pośrednio rację. – To lekcja polityki, której dotąd nie przechodziłem. Było ciężko, okazało się, że nasze relacje koleżeńsko-przyjacielskie są częścią wielkiej polityki. Jest rana i musi się zabliźnić – powiedział. W odpowiedzi usłyszał od premiera: chłopaki nie płaczą.
Potem wszyscy się zastanawiali, jak Schetyna wyjdzie z tej traumy. Czy się podda i zostanie skasowany, czy będzie podstępnie odgrywał się na Tusku, przyjacielu, który przedłożył interes polityczny nad osobistą przyjaźń? Nie stało się ani jedno, ani drugie.
Schetyna to twardy gracz, a „rana, która musi się zabliźnić” – jak sam powiedział – sprawiła, że polityk PO zaczął ze zdwojoną siłą zabiegać o zaufanie Tuska. Dbał o korzystny dla PO przebieg prac komisji hazardowej, nawet w Wigilię 2009 r. był w Sejmie, by pilnować partyjnych interesów, choć mieszka kilkaset kilometrów od Warszawy. Starał się uczynić wszystko, by pokazać Tuskowi, że jest potrzebny i lojalny.
Jednocześnie wzmacniał swoją pozycję w strukturach PO. Ostatnie regionalne zjazdy pokazały, że przegrał właściwie tylko na Lubelszczyźnie (z Januszem Palikotem). Czyli wydawałoby się, że działa tak jak przed traumatyczną dymisją. Na razie widać tylko, że trauma go nie zabiła. Co będzie dalej?
Historia politycznych traum pokazuje, że może być ciekawie. Bo wbrew temu, co mówią psychologiczni sceptycy, psychologia w polityce jest bardzo ważna. Bo to ona tak naprawdę kreśli mapę politycznych interesów.
[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: [mail=m.subotic@rp.pl]m.subotic@rp.pl[/mail][/i]