Senator w oświadczeniu potwierdził, że zebrał wymaganą liczbę podpisów pod swoją kandydaturą do zarejestrowania się jako kandydat do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej. Wcześniej polityk zarejestrował swój komitet wyborczy.
Dziś Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia skazał troje szantażystów senatora na kary po 1,5 roku więzienia.
- Nie mam żadnej satysfakcji z wyroku. Jedyny wyrok, który dałby mi poczucie poważnej, ludzkiej satysfakcji, to jest wyrok, którego żaden sąd na świecie nie może wydać. Bo żaden sąd nie ma czarodziejskiej różdżki i nie może cofnąć czasu - komentował Piesiewicz.
- 40 lat mojej pracy, mojego życia, bardzo intensywnego, kiedy starałem się pomagać ludziom, wykonywać wszystko dla dobra ludzi, zostało przykryte incydentem wykonanym i przygotowanym przez przestępców. Kiedy mówiłem o czarodziejskiej różdżce i cofnięciu czasu, to właśnie miałem na myśli. Jest jak jest. Taki jest świat - dodał senator. Przyznał, że w ramach sankcji kodeksu karnego jest to wyrok surowy.
We wrześniu 2008 r. nagrano spotkanie Piesiewicza z Joanną D. i striptizerką Joanną S., a potem kilka razy "odsprzedawano" politykowi kompromitujące taśmy. Według mediów, w sumie senator miał zapłacić za nagrania ponad 550 tys. zł, m.in. w październiku 2008 r. za "odkupienie" taśm zapłacił 196 tys. zł nieustalonej do dziś kobiecie, podającej się za dziennikarkę.