– Ta naćpana hołota nie jest w stanie mi przeszkodzić – powiedział Leszek Miller, szef SLD, gdy posłowie Ruchu Palikota przerwali tupaniem i okrzykami jego wystąpienie w debacie o polityce zagranicznej.
W odpowiedzi Andrzej Rozenek, rzecznik Ruchu Palikota, stwierdził: to jest poziom zarezerwowany dla stetryczałych, schyłkowych polityków.
Wojnę na lewicy rozpoczął w środę Janusz Palikot, gdy zarzucił szefowi Sojuszu, że ma krew na rękach, bo wysłał polskich żołnierzy do Iraku i Afganistanu, a w związku z tajnymi więzieniami CIA w Polsce powinien ustąpić z życia publicznego. Po tym wystąpieniu Miller nie podał mu ręki w TVN. W ciągu nocy emocje najwyraźniej nie opadły, skoro rano doszło do incydentu na sali plenarnej.
Marek Borowski, niegdyś polityk SLD, dziś senator niezrzeszony, jest zbulwersowany tą sytuacją. – Oskarżenia Palikota, że Miller ma krew na rękach, są poza wszelkimi standardami, ale on już mówił gorsze rzeczy, dlatego nie jest to zaskakujące – mówi. – Za to reakcja Millera pokazuje, że ma on zszarpane nerwy.
Zdaniem Borowskiego dla lewicy to fatalna sytuacja, bo jej jedyna szansa polega na współpracy wszystkich środowisk, co dziś jest już niemożliwe.