Reklama

Rząd mocno się zadłuża, bo niezbyt rozsądnie wydaje

Zadłużenie państwa niebezpiecznie zbliża się do maksymalnej granicy akceptowanej przez Brukselę.

Publikacja: 25.07.2013 01:29

Rząd mocno się zadłuża, bo niezbyt rozsądnie wydaje

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Jeszcze niedawno minister finansów Jacek Rostowski chwalił się, że po raz pierwszy od 2007 r. zadłużenie publiczne Polski spadło w relacji do PKB. W minionym roku wyniosło 55,6 proc. wobec 56,2 proc. rok wcześniej. Minister nawoływał wówczas, aby Leszek Balcerowicz usunął wiszący w centrum Warszawy licznik długu, mimo że nominalnie zadłużenie wciąż rośnie.

Ten rok może być jednak kolejnym, w którym dług wystrzeli.

Kolejne ekipy rządzące zadłużają się, ponieważ muszą pokryć ciągły niedobór dochodów sektora finansów publicznych (budżetu, samorządów lokalnych i funduszy ubezpieczeń społecznych) w stosunku do wydatków tego sektora. W latach 2007–2010 deficyt w całym sektorze wzrósł z 22 mld zł (1,9 proc. PKB) do ponad 110 mld zł (niemal 8 proc. PKB). Dług publiczny eksplodował w tym czasie z 45 proc. do blisko 55 proc. PKB. Winę za obecny przyrost długu obecny minister finansów Jacek Rostowski częściowo może więc zrzucić na błędne decyzje swoich poprzedników. Jak wylicza Forum Obywatelskiego Rozwoju, najważniejszą przyczyną wzrostu deficytu finansów publicznych o 6 pkt proc. w latach 2007–2010 są obniżki podatków i składek oraz zmiany w waloryzacji świadczeń emerytalnych uchwalone jeszcze za rządów PiS.

FOR ocenia, że kolejne budżety, przygotowywane już przez rząd Donalda Tuska, były stosunkowo oszczędne, a do wzrostu deficytu w 2010 r. przyczyniły się podwyżki dla nauczycieli i zwiększenie wydatków inwestycyjnych, innych niż finansowane ze środków unijnych. Największy ich wzrost nastąpił w latach 2008–2009.

W 2011 r. rządowi udało się zbić deficyt do 5 proc. PKB, a w 2012 r. do poniżej 4 proc. PKB. Jednak w tym roku luka się powiększy. Ekonomiści szacują, że nawet bez nowelizacji budżetu wyniosłaby ponad 60 mld zł, a teraz dodatkowo wzrośnie jeszcze o 16 mld zł. – To oznacza, że dług publiczny mocno wzrośnie. W tym roku wyniesie blisko 60 proc. PKB, a w przyszłym przekroczy tę granicę – szacuje Mirosław Gronicki, były minister finansów. Taki poziom to maksimum zapisane w unijnych traktatach (choć wiele krajów ma wyższy dług).

Reklama
Reklama

Problem jednak nie tkwi w tym, że pożyczamy, ponieważ nawet jeśli finanse publiczne w danym roku budżetowym byłyby zrównoważone, wciąż musimy obsługiwać długi zaciągnięte w przyszłości. Pytanie tylko, na co wydajemy pożyczone pieniądze.

– Kraj może się zadłużać, jeśli pieniądze przeznacza na inwestowanie w infrastrukturę, badania i rozwój. A my mamy w Polsce rozrost administracji publicznej, inwestycje, które nie zawsze są trafione, duże wydatki na świadczenia socjalne – ocenia Gronicki.

Rostowski powtarza, że za przyrost zadłużenia odpowiedzialne są otwarte fundusze emerytalne. – Nie kupuję takiej argumentacji. Należy zrobić gruntowny przegląd wydatków publicznych pod kątem tego, które są rozsądne, a które nie – dodaje Gronicki.

Polityka
Hołownia tłumaczy, co miał na myśli mówiąc o „zamachu stanu”. „Nie ma spisku”
Polityka
Nowy sondaż partyjny: KO czy PiS? Wiemy, na kogo zagłosowaliby Polacy
Polityka
Donald Tusk komentuje słowa Hołowni: Nierozważne działania mogą prowadzić do tragedii
Polityka
Kolacja-pojednanie między Tuskiem i Kaczyńskim? Adam Bielan: Nie wyobrażam sobie tego
Polityka
Pieniądze dla Instytutu Pileckiego poszły na TVP w likwidacji
Reklama
Reklama