Ważą się losy Leszka Millera i całego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W sobotę zbiera się Rada Krajowa SLD. W partii wrze. – Parcie na zmiany i rozliczenia jest ogromne – mówi nam przeciwnik Millera.
Początkowo zjazd miał się odbyć w warszawskim biurze partii przy ul. Złotej, ale decyzję zmieniono i spotkanie odbędzie się w Sejmie. – To jedna z zagrywek Millera. Obawiał się, że na Złotą przyjedzie zbyt wielu niezadowolonych działaczy. Do Sejmu wstęp będą mieli tylko wpisani na listę – słyszymy od jednego z posłów.
Zwraca on też uwagę na godzinę początku obrad. To godz. 12, choć zazwyczaj rada zbiera się już o 11. – To zapewniało trzy, cztery godziny spokojnej dyskusji. Teraz tego nie będzie, bo wielu działaczy z terenu będzie się spieszyło na pociągi o 15 – uważa nasz rozmówca.
Posłowie z partyjnej opozycji mają pomysł, jak te utrudnienia pokonać. – My też możemy wpisywać na listy osoby, które straż marszałkowska ma wpuścić – zdradza nam jeden z nich.
Tak naprawdę nikt w SLD nie jest w stanie przewidzieć, co się stanie w sobotę. Powód? – Nie da się ocenić, kto ma przewagę w głosach. Część delegatów decyzję podejmie pewnie w ostatniej chwili – mówi nam członek Rady Krajowej. O nieprzewidywalności sytuacji świadczyć może uchwała podjęta niedawno przez lubelski zarząd SLD. Dotąd tamtejsi działacze stali murem za Millerem, teraz oczekują dymisji całego kierownictwa partii.