Mimo pogarszającej się sytuacji gospodarczej i nastrojów społecznych tłum Brazylijczyków manifestujący na Avenida Atlantica w Rio de Janeiro – ulicy biegnącej wzdłuż słynnej plaży Copacabana – zachowywał się jak na festynie. Z głośników zamontowanych na ciężarówkach nadawano sambę, mimo że organizatorzy co chwila przestrzegali: „To nie jest karnawał!".
Demonstracje domagające się ustąpienia pierwszej w historii kraju kobiety prezydenta Dilmy Rousseff odbyły się w 200 brazylijskich miastach, począwszy od największych: Rio de Janeiro, Sao Paulo i stolicy Brasilii. Organizatorzy oceniają, że wzięło w nich udział około 2 milionów osób.
Obecne manifestacje to trzecia fala niepokojów społecznych po marcowych i kwietniowych (z których część zakończyła się rozruchami ulicznymi). Obecne były znacznie spokojniejsze, choć bardziej zdeterminowane.
Demonstranci chcieli usunięcia Rousseff przez parlamentarną procedurę impeachmentu z powodu całej serii afer korupcyjnych, jakie ostatnio wykryto w politycznym establishmencie. Prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie niegospodarności i przekupstwa w państwowym koncernie naftowym Petrobras aresztowała już wielu spośród 50 polityków oskarżonych o przyjmowanie łapówek.
Sama pani prezydent była przez siedem lat szefem rady nadzorczej tej firmy, będąc najpierw ministrem energetyki, a potem szefową gabinetu znanego na całym świecie prezydenta Luiza Inacia Luli da Silvy – jej politycznego mentora. Dotychczas jednak nie ma żadnych dowodów na to, że sama Rousseff brała lub dawała jakiekolwiek łapówki.