Emocje, debaty, polaryzacja. Co naprawdę wydarzyło się w kampanii prezydenckiej?

Odnoszę wrażenie, że elity polityczne w Polsce nie są przygotowane do prowadzenia merytorycznej dyskusji – mówi „Rzeczpospolitej”, podsumowując kampanię prezydencką, dr Bartłomiej Machnik z UKSW.

Publikacja: 18.05.2025 21:00

Emocje, debaty, polaryzacja. Co naprawdę wydarzyło się w kampanii prezydenckiej?

Foto: PAP/Jakub Kaczmarczyk

Jak pan podsumowuje kampanię prezydencką? Jaka była? 

To była bez wątpienia długa kampania, podzielona na kilka etapów. Prekampania i pierwsze miesiące były w gruncie rzeczy dość nudne – żaden z poruszanych tematów, poza kwestią bezpieczeństwa, nie przebił się do świadomości wyborców ani nie wzbudził większego zainteresowania. Dopiero później, w momencie gdy Rafał Trzaskowski wezwał Karola Nawrockiego na debatę w Końskich, kampania nabrała emocji i wyrazistości. Mam wrażenie, że był to impuls, który przyciągnął uwagę opinii publicznej i nadał całemu procesowi nowej dynamiki. Później mieliśmy do czynienia ze zwiększaniem się tych emocji.

Czy to rzeczywiście była kampania o bezpieczeństwie?

W pierwszej fazie kampanii bezpieczeństwo było rzeczywiście jednym z kluczowych tematów dla kandydatów – można było usłyszeć na ten temat bardzo wiele. Później jednak kampania przybrała bardziej tradycyjny charakter, koncentrując się głównie na kwestiach światopoglądowych, na przykład związanych z aborcją. Z czasem pojawiły się też wątki personalne, skupione wokół konkretnych kandydatów – ich przeszłości, wypowiedzi i wszelkich elementów, które miały na celu zdyskredytowanie przeciwnika.

Właśnie – okazało się, że kampania negatywna wciąż jest obecna i odgrywa dużą rolę. Czy to pana jakoś zaskoczyło, że mimo upływu czasu nadal jest tak silnym elementem kampanijnej gry? 

Po pierwsze, odnoszę wrażenie, że elity polityczne w Polsce nie są przygotowane do prowadzenia merytorycznej dyskusji. Wynika to zarówno z ograniczonych możliwości intelektualnych, jak i z braków w wykształceniu oraz doświadczeniu. Po drugie – kampania negatywna po prostu przyciąga uwagę. Zawsze działa, bo wzmacnia polaryzację, która towarzyszy nam już od wielu lat.

Czytaj więcej

Artur Bartkiewicz: Wybory prezydenckie pokazują, że nie jesteśmy skazani na wieczną wojnę KO z PiS

Pojawia się też pytanie o rolę debat. Jak pan ocenia ich znaczenie w tej kampanii? Bo jednak coś się chyba wydarzyło – mam wrażenie, że tym razem debaty stały się ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

Zdecydowanie – bo jeśli przypomnimy sobie wybory z 2015 czy 2020 roku, to tam mieliśmy raczej deficyt debat. Wówczas traktowano je głównie jako element drugiej tury. Tymczasem teraz nie tylko odbyło się znacznie więcej debat, ale też były one bardziej zróżnicowane pod względem formy. To mogło być atrakcyjne dla odbiorców, zwłaszcza że część organizatorów – w tym media – wyszła przynajmniej częściowo poza sztywny schemat: pytanie, odpowiedź, riposta.

Dzięki temu kandydaci musieli podejść do tych debat bardziej aktywnie. Ale czy rzeczywiście dowiedzieliśmy się czegoś nowego? To już pytanie otwarte. Sam – zarówno jako ekspert, jak i jako wyborca – nie usłyszałem zbyt wielu nowych treści. Kandydaci w dużej mierze zamknęli się w dobrze znanych frazesach, które powtarzają się od lat. Do tego dorzucili tylko typowe „półprawdy” czy hasła, charakterystyczne dla kampanii wyborczych.

W tej chwili wiemy już, kto wejdzie do drugiej tury. I mam wrażenie, że jeśli żadna ze stron nie ma w zanadrzu – w cudzysłowie – „asa w rękawie”, czyli kolejnych informacji mogących zdyskredytować przeciwnika, to druga tura może się przekształcić w coś w rodzaju referendum.

Z jednej strony będzie to referendum przeciwko rządowi Donalda Tuska – i na tym zapewne będzie skupiał się Karol Nawrocki. Z drugiej strony pojawi się przekaz o wszystkich negatywnych stronach rządów PiS, w tym o problemach wewnątrz partii: politykach z zarzutami, aresztowaniach czy niejasnościach prawnych. Zresztą już teraz widzimy zapowiedzi tej strategii – w postaci konferencji prasowych i przecieków medialnych.

Czytaj więcej

W poniedziałek rozmowa Trumpa z Putinem i Zełenskim. Prezydent USA zapowiada „produktywny dzień”

Jedna to jest kwestia zewnętrzna, czyli Donald Trump. Myśli pan, że to „zagrało” w tej kampanii?

Mam wrażenie, że gdyby nie temat mieszkania Karola Nawrockiego, to jego wizyta i rozmowa z Donaldem Trumpem mogłyby dodać mu nieco politycznego wigoru – zwłaszcza w oczach elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Trzeba przecież pamiętać, że według sondaży Nawrocki wciąż nie ma pełnego poparcia tego elektoratu.

Oczywiście nie sądzę, by ta sytuacja mogła radykalnie zmienić układ sił i sprawić, że Karol Nawrocki wyprzedziłby Rafała Trzaskowskiego. Ale taka wizyta mogła być mocnym atutem – punktem wyjścia do budowania dalszej opowieści politycznej, pozytywnego przekazu. Niestety dla Nawrockiego, sprawa z mieszkaniem całkowicie ten efekt zniwelowała i wyzerowała cały potencjał narracyjny związany z wizytą w USA.

Jak pan podsumowuje kampanię prezydencką? Jaka była? 

To była bez wątpienia długa kampania, podzielona na kilka etapów. Prekampania i pierwsze miesiące były w gruncie rzeczy dość nudne – żaden z poruszanych tematów, poza kwestią bezpieczeństwa, nie przebił się do świadomości wyborców ani nie wzbudził większego zainteresowania. Dopiero później, w momencie gdy Rafał Trzaskowski wezwał Karola Nawrockiego na debatę w Końskich, kampania nabrała emocji i wyrazistości. Mam wrażenie, że był to impuls, który przyciągnął uwagę opinii publicznej i nadał całemu procesowi nowej dynamiki. Później mieliśmy do czynienia ze zwiększaniem się tych emocji.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Wybory prezydenckie 2025: Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki w drugiej turze wyborów
Polityka
„Ujawnił się szeroki front gaśnicowy”. Grzegorz Braun zapowiada walkę w kolejnych wyborach
Polityka
Kampania startuje od nowa. Dwa tygodnie ostrej walki politycznej
Polityka
Wybory prezydenckie: Są wyniki badania exit poll. Znamy skład II tury
Polityka
Trzaskowski i Nawrocki powalczą w drugiej turze