Rząd Niemiec przestaje obawiać się konfrontacji z Turcją

Szefowa niemieckiej dyplomacji zerwała w Ankarze z tradycją nakazującą rozmowy o drażliwych tematach jedynie za zamkniętymi drzwiami.

Publikacja: 02.08.2022 03:00

Minister Annalena Baerbock przed mauzoleum Atatürka w Ankarze

Minister Annalena Baerbock przed mauzoleum Atatürka w Ankarze

Foto: Adem ALTAN / AFP

Wystąpienie Annaleny Baerbock na wspólnej z szefem tureckiej dyplomacji konferencji prasowej w weekend w Ankarze odbiegało znacznie od przyjętych dotychczasowych zwyczajów.

Na początek jasno zadeklarowała, po której stronie stoi Berlin w sporze turecko-greckim o wyspy na Morzu Egejskim, który omal nie zakończył się zbrojną konfrontacją ponad dwa lata temu. Po stronie Aten.

Na tym nie poprzestała. Uznając prawo Turcji do obrony przed terroryzmem, oświadczyła, prawo to nie „obejmuje zemsty oraz abstrakcyjnych ataków prewencyjnych”. To w związku z zapowiadaną przez prezydenta Recepa Erdogana akcją zbrojną na północy Syrii. Chodzi o eliminację zbrojnych oddziałów syryjskich Kurdów oskarżanych przez Ankarę o wspieranie separatystów kurdyjskich w Turcji.

Pani Baerbock nie zapomniała też o prawach człowieka, przypominając, że jednym z wyznaczników ich respektowania jest realizacja orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który opowiedział się za uwolnieniem tureckiego aktywisty Osmana Kavali. Kilka miesięcy temu został skazany na dożywocie po niemal pięciu latach spędzonych w areszcie. Miał być współorganizatorem antyrządowych protestów w 2013 roku w Stambule. Erdogan był wtedy premierem, z którego inicjatywy dochodziło do krwawej rozprawy z demonstrantami.

Czytaj więcej

Szefowa MSZ Niemiec: Ławrow pokazał głęboką pogardę Rosjan

Ta ostatnia sprawa rozjuszyła szefa tureckiej dyplomacji Mevlüta Cavusoglu, który zarzucił minister Baerbock, że powinna zająć się wyrokami trybunału ignorowanymi przez inne kraje, a nie wykorzystywać sprawy Kavali, finansowanego przez Niemcy, do nieuprawnionej krytyki Turcji. Przypomniał też z goryczą, że Niemcy odchodzą od wyważonej polityki Angeli Merkel i jest mu z tego powodu bardzo przykro.

Tak bezpośrednia i dokonana publicznie wymiana zdań jest ewenementem w relacjach niemiecko-tureckich, które zwłaszcza w okresie ponad dwu dekad rządów prezydenta Erdogana pogarszały się systematycznie. Berlin nie tolerował apeli prezydenta kierowanych do liczącej ponad 4 mln osób społeczności tureckiej w Niemczech, namawiając ich do nieulegania asymilacji, co w Niemczech traktowano jako podważanie wysiłków integracyjnych państwa. Angela Merkel nie kryła też sprzeciwu wobec szantażu Ankary pod adresem UE w sprawie uchodźców syryjskich. Wynegocjowała jednak porozumienie z Turcją o zatrzymaniu rzesz uchodźców nad Bosforem w zamian za miliardy euro. Oficjalny Berlin unikał jednak ostrej konfrontacji.

Obecny rząd konfrontacji się nie obawia – komentował „Handelsblatt”.

Rząd Olafa Scholza przygotowuje kolejny pakiet pomocy dla regionów zamieszkanych przez Kurdów na północy Syrii

Można to nazwać uczciwością. Można też uznać to za niemądre, jak czyni to ekspert ds. polityki zagranicznej CDU Johann Wadephul – pisał konserwatywny „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

W gruncie rzeczy niemieckie media uznały jednak, że Annalena Baerbock jest wierna swoim ideałom i prowadzi politykę, jakiej sobie życzyła, będąc w opozycji. Świadczy o tym także jej spotkanie, pierwsze na takim szczeblu z Mithatem Sancarem, współprzewodniczącym prokurdyjskiej partii HDP.

Równocześnie rząd Olafa Scholza przygotowuje kolejny pakiet pomocy dla regionów zamieszkanych przez Kurdów na północy Syrii, co wywołuje rozdrażnienie Ankary. Od początku pandemii do rejonu Idlib, będącego nadal pod kontrolą sił opozycji wobec prezydenta Asada, trafiło ponad 30 mln euro pomocy medycznej. Dodatkowo ponad 7 mln euro dla zarządzanego przez Kurdów regiony w północno-wschodniej części Syrii.

To właśnie w ten region zamierza prezydent Erdogan wysłać turecką armię w celu „ustanowienie 30-km strefy bezpieczeństwa wzdłuż naszej południowej granicy”, jak wyjaśnił w parlamencie. Chodzi o odepchnięcie jednostek YPG, zbrojnych oddziałów syryjskich Kurdów, jak najdalej od granicy tureckiej. YPG to w nomenklaturze tureckiej terroryści walczący o ustanowienie niezależnego państwa kurdyjskiego, także w tureckim Kurdystanie.

Podobna operacja, w porozumieniu z Rosją, w 2019 roku nie do końca się udała. Wprawdzie siły tureckie oraz rosyjskie patrolują wspólnie część tego obszaru, ale Erdogan pragnie obecnie zadać ostateczny cios YPG. Jak sam twierdzi, po niedawnym spotkaniu na szczycie w Teheranie ma w tej sprawie poparcie Iranu oraz Rosji, której lotnictwo kontroluje ten obszar. Przeciwko jest społeczność międzynarodowa na czele z USA, o czym przypomniała w Ankarze Annalena Baerbock.

Nie jest tajemnicą, że tureckie władze zamierzają osiedlić w tym pasie część uchodźców z Syrii, którzy w liczbie ponad 4 mln osób przebywają od lat w Turcji. Miałoby to zmienić etniczny skład ludnościowy kosztem ludności kurdyjskiej. Mogłoby to także pomóc Erdoganowi w trudnych przyszłorocznych wyborach prezydenckich.

Wystąpienie Annaleny Baerbock na wspólnej z szefem tureckiej dyplomacji konferencji prasowej w weekend w Ankarze odbiegało znacznie od przyjętych dotychczasowych zwyczajów.

Na początek jasno zadeklarowała, po której stronie stoi Berlin w sporze turecko-greckim o wyspy na Morzu Egejskim, który omal nie zakończył się zbrojną konfrontacją ponad dwa lata temu. Po stronie Aten.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu
Polityka
Parlament Europejski nie uznaje wyboru Putina. Wzywa do uznania wyborów za nielegalne
Polityka
W USA trwają antyizraelskie protesty na uczelniach. Spiker Johnson wybuczany
Polityka
Kryzys polityczny w Hiszpanii. Premier odejdzie przez kłopoty żony?
Polityka
Mija pół wieku od rewolucji goździków. Wojskowi stali się demokratami