Osiemnaście miesięcy: tyle włoska klasa polityczna potrafiła zacisnąć zęby i akceptować program reform, które miały wreszcie postawić kraj na nogi. To było możliwe, póki pandemia budziła na tyle duże przerażenie, że Mattarella przekonał byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego do pokierowana rządem jedności narodowej. Włoska gospodarka bardzo potrzebuje ożywienia: w ogóle nie urosła w czasie dwóch dekad przynależności do strefy euro, przez co poziom życia zrównał się tu z Czechami.
- Kiedy Draghi podjął ostatnio reformę wrażliwych sektorów gospodarki, w jego koalicji zaczął się opór. Tym bardziej, że wraz ze zbliżającymi się wyborami partie zaczęły się zastanawiać, jak przekonają do siebie wyborców. To bardzo smutne - mówi „Rz” Michele Valensise, były sekretarz generalny włoskiego ministerstwa spraw zagranicznych.
Czytaj więcej
Premier Włoch Mario Draghi spotkał się w czwartek z prezydentem Sergio Mattarellą i podał się do dymisji po tym, jak trzy partie koalicyjne wycofały swoje poparcie dla jego rządu.
W nocy ze środy na czwartek Ruch Pięciu Gwiazd, Liga i Forza Italia zapowiedziały, że nie będą brały udziału w głosowaniu nad votum zaufania dla ekipy Draghiego.
Wybory ostatni raz miały miejsce jesienią 103 lata temu. W tym czasie politycy powinni być zajęci uchwalaniem budżetu. Ten kalendarz przyczynił się w czwartek do wielkiej nerwowości rynków finansowych: rentowność włoskich, 10-letnich obligacji skoczyła do niemal 3,7 proc., ok. 2,5 punkta procentowego więcej, niż niemieckich.