Pod koniec czerwca „Rzeczpospolita” ujawniła, że Sejm przegłosował ustawę o wakacjach kredytowych, która może być bublem prawnym. Na niespotykaną niespójność między zapisami w projekcie rządowej ustawy a jej uzasadnieniem zwrócił nam uwagę pewien wnikliwy adwokat.
Rządowy projekt ustawy o finansowaniu społecznościowym dla przedsięwzięć gospodarczych i pomocy kredytobiorcom najbardziej znany jako tzw. wakacje kredytowe został 9 czerwca przegłosowany przez Sejm. Gwarantuje on do 8 miesięcy bez spłat rat kredytu, ma być dostępny dla kredytobiorców złotówkowych, a objąć nieruchomość przeznaczoną na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych - to zapisy z uzasadnienia do projektu, który został napisany przez polityków. A ustawę napisał resort finansów.
Czytaj więcej
Kredytobiorcy złotówkowi będą mogli wkrótce korzystać z tzw. wakacji kredytowych.
Okazało się, że zapisy są takie, że z wakacji kredytowych mogliby skorzystać tylko ci, którzy zawarli umowy na zakup nieruchomości mieszkaniowych po 22 lipca 2017 r. a także nie mogliby z niej skorzystać posiadacze kredytów budowlanych. 445 posłów, także opozycji nieświadomie przegłosowało prawo dla wybranych, o czym wielu chętnych na „wakacje od kredytu” dowiedziałoby się przy bankowym okienku. Kto byłby winny, jeśli nie Tusk i jego ludzie?
Poseł KO Izabela Leszczyna, była wiceminister finansów zaalarmowała legislatorów w Senacie. Czy był to błąd czy też ukryta kłoda, która uratowałaby banki przed falą chętnych i kosztach liczonych w miliardach złotych? Tego się już nie dowiemy.