– W sytuacji, gdy za naszą wschodnią granicą trwa wojna, dochodzi do gwałtów i morderstw, a my jesteśmy zagrożeni sowieckimi wojskami, nie ma sensu kłaść nacisku na kwestię statusu osoby najbliższej – mówi lider Kukiz’15 Paweł Kukiz. Jego zdaniem nie ma obecnie większych szans na realizację pomysłu, który jeszcze niedawno przedstawiał jako „jeden z priorytetów na 2022 rok”.
Takich słów użył w grudniu. Przyjęcie przez Sejm ustawy o statusie osoby najbliższej opisywał jako swój najważniejszy cel obok wprowadzenia bezprogowych referendów lokalnych. Zabrzmiało to poważnie, bo ugrupowanie Pawła Kukiza ma od czerwca 2021 roku porozumienie programowe z PiS. W jego ramach np. we wrześniu ubiegłego roku Sejm przyjął ustawę antykorupcyjną przygotowaną przez rockmana.
W dodatku Kukiz nie jest pierwszym wpływowym politykiem prawicy, który opowiadał się za uregulowaniem statusu osoby najbliższej. O tym, że „rozważyłby takie rozwiązanie”, mówił w czerwcu ubiegłego roku prezydent Andrzej Duda. Wyjaśniał, że chodzi o „status osoby najbliższej, który oderwany jest od jakichkolwiek preferencji seksualnych, oderwany jest od kwestii erotycznych i płciowych, tylko po porostu jest związany z pewną nicią sympatii, załatwianiem nawzajem pewnych spraw”.
Zdaniem prezydenta takie rozwiązanie „mogłoby ułatwić wzajemne odwiedzanie się w szpitalu i dowiadywanie się o zdrowie”. O podobnych ułatwieniach mówił Paweł Kukiz. – Chodzi o to, aby osoby zamieszkujące ze sobą, opiekujące się sobą wzajemnie mogły się bezproblemowo odwiedzać w szpitalach w razie choroby i pozyskiwać informacje, a także dziedziczyć – tłumaczył. Wyjaśniał, że chodzi nie tylko o osoby żyjące w związkach, ale też o opiekunów osób starszych. I dodawał, że jest już po rozmowach z prezydentem w tej sprawie.
Zarówno Duda, jak i Kukiz przekonywali, że status osoby najbliższej byłby czymś innym niż forsowane przez lewicę związki partnerskie. Trudno było jednak nie odnieść wrażenia, że oba rozwiązania są do siebie podobne.