W 2019 r. Emmanuel Macron przyznał w wywiadzie dla „Economista”, że jego zdaniem sojusz atlantycki znalazł się w stanie „śmierci mózgowej”. To miał być punkt wyjścia do budowy niezależnej, europejskiej polityki obronnej. Prezydent argumentował wówczas, że Francja nie może polegać na gwarancjach bezpieczeństwa USA, których przywódca Donald Trump poważnie rozważał wyprowadzenie Ameryki z NATO.
Od tego czasu Macron radykalnie jednak zmienił poglądy na pakt. Pod jego rządami Francja wzmocniła flankę wschodnią sojuszu i wspierała Joe Bidena w budowie jednolitego frontu Zachodu przeciw Rosji.
Koniec sojuszu z USA
Z Le Pen jest zupełnie inaczej. Liderka Zjednoczenia Narodowego chce wyprowadzić Francję ze struktur wojskowych NATO, który nazywa „sojuszem wojowniczym”. Jej zdaniem Ameryka wciąga Paryż w wojny, które nie są w interesie Francuzów. – Nie możemy delegować nikomu naszego bezpieczeństwa. Musimy być w pełni niezależni. Ostateczną tego gwarancją będzie francuska broń atomowa – zapowiada liderka skrajnej prawicy.
Czytaj więcej
Kandydatka skrajnej prawicy Marine Le Pen, która w przyszłym tygodniu zmierzy się w drugiej turze wyborów z urzędującym Emmanuelem Macronem, oświadczyła, że po zakończeniu wojny zaproponuje zacieśnienie stosunków między NATO a Rosją.
Generał de Gaulle wyprowadził już Francję ze struktur wojskowych NATO w 1966 r., jednak republika wróciła do nich w 2009 r. za sprawą Nicolasa Sarkozy’ego. Spełnienie zapowiedzi Le Pen oznaczałoby, że francuskie siły zbrojne nie podlegałyby dowództwu sojuszu i byłyby wyłączone z planowania obronnego. Pozostałyby jedynie konsultacje o charakterze politycznym ministrów spraw zagranicznych. Doszłoby też do spełnienia starego marzenia Moskwy: podzielenia strefy NATO na pół. Do sojuszu nie należy bowiem ani Austria, ani Szwajcaria. Włoskie czy hiszpańskie siły zbrojne straciłyby więc bezpośredni kontakt z niemieckimi czy brytyjskimi.