Po ponad pół roku negocjacji rosyjskie ministerstwo kultury ugięło się i obiecało, że planowany monument zostanie obniżony z 25 do 16 metrów.
W przypadku odmowy organizacja groziła wykreśleniem zabytkowego zespołu Kremla i placu Czerwonego z „Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO".
Rok temu rosyjskie władze postanowiły uczcić kijowskiego księcia, za czasów którego rządów Ruś przyjęła chrześcijaństwo. Moskiewski pomnik miał być jak największy i postawiony w takim miejscu, by widać go było ze znacznej części miasta. Przede wszystkim dlatego, że miał być elementem wojny propagandowej z Ukrainą i próbą legitymizacji aneksji Krymu.
Według współczesnej, rosyjskiej propagandy kijowski książę Włodzimierz Wielki (uznawany za świętego zarówno przez cerkiew prawosławną, jak i kościół katolicki) był założycielem rosyjskiej państwowości. Z tego powodu propaganda udowadnia, że obecna Rosja ma prawo do Krymu, na którym znajduje się miejscowość Chersonez Taurydzki (w pobliżu Sewastopola), gdzie przyjął chrzest książę Włodzimierz.
Rosyjskie pretensje wywołują zdenerwowanie w Kijowie. Mimo, że są całkowicie ahistoryczne - Włodzimierz panował w czasach, gdy sama Moskwa jeszcze nie istniała.