- Wydaje mi się, że po słynnym ultimatum prezydenta prawnicy zdali sobie sprawę, że trohę trudne jest przeprowadzenie tej małej nowelizacji bez wcześniejszego podpisania ustawy o KRS, stąd znaleziono wybieg i poprawki prezydenta uwzględniono w ustawie o SN. I rozumiem, że czeka się na to, że któregoś dnia prezydent wszystkie trzy ustawy łącznie podpisze. Uważam, że zarówno ustawa o KRS, jak i o ustroju sądów powszechnych są niezgodne z konstytucją. Przeniesienie kompetencji wyboru sędziów na polityków, bez względu na to, jakiego rodzaju większością będą ich wybierać, oznacza podporządkowanie KRS polityce - mówił Bodnar, który uważa, że poprawki prezydenta nic w tej kwestii nie zmieniły. - Prezydent poprawia coś, co i tak jest niekonstytucyjne.
Pytany o to, czy zmiany w ustawach o KRS i SN wpłyną również na rodzaj rozpatrywanych przez niego spraw, RPO powiedział: - Zmiany będą miały konkretne konsekwencje indywidualne dla osób, które stracą stanowiska. Ustawy o KRS i SN dokonają weryfikacji osób zatrudnionych w tych instytucjach. Jeśli te osoby się do mnie zwrócą, będę interweniować, ale sytuacja jest paradoksalna. Osoby zwalniane z wymiaru sprawiedliwości będą szukały ochrony przed sądami, które to sądy będą politycznie podporządkowane.
Pytany o bezstronność sędziów po wprowadzeniu nowych ustaw, Bodnar stwierdził, że obawia się utraty ich niezależności. - Aktywność niektórych polityków na forum komisji weryfikacyjnej czy śledczej pokazują, że być może ideą przejęcia kontroli nad sądownictwem jest chęć politycznej zemsty. Politycy nawet nie ukrywają. Gdy się przyjrzymy niektórym działaniom ministra sprawiedliwości, choćby w kontekście biegłych, którzy opiniowali w jego sprawie prywatnej - mogą to być tego typu motywy. Natomiast nie chciałbym sprowadzać całej tej debaty do tego, że chodzi tu o walkę elit czy rewanżyzm. Tak naprawdę chodzi o to, aby w wymiarze sprawiedliwości nie zdarzyło się nic, co mogłoby powodować polityczne kłopoty dla partii rządzącej, czyli tak naprawdę o powrót do modelu poprzedniego ustroju. Powrót nie na zasadzie lex telefonica, że będzie dzwonił minister i mówił, jaki ma być wyrok, ale aby wytworzyć taką atmosferę zastraszenia sędziów i zrozumienia przez nich, że każde niepokorne działanie może się wiązać z odpowiedzialnością dyscyplinarną.