Była dokładnie godzina 15, gdy po wyczerpującym maratonie głosowań, obrad, komisji, konferencji prasowych, demonstracji, oświadczeń i mniej lub bardziej zaskakujących manewrów Sejm przyjął ustawę zmieniającą reguły funkcjonowania Sądu Najwyższego.
Jej projekt stał się jednym z ważniejszych tematów politycznych w nocy ze środy na czwartek. PiS zrealizowało plan z determinacją, o której na początku tygodnia pisaliśmy na łamach „Rz".
Tej determinacji nie zabrakło też opozycji, chociaż nie doszło do powtórki z grudniowego kryzysu i blokowania mównicy. „Za" było 235 posłów, w tym 231 z PiS, trzech z Koła Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego oraz niezrzeszony poseł Jan Klawiter. Projekt poparł wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin, chociaż – co zostało natychmiast odnotowane –jako jedyny z członków rządu nie wstał i nie klaskał na stojąco po ogłoszeniu wyników. To właśnie do Gowina opozycja kierowała wcześniej swoje apele o sprzeciw wobec projektu zmian w Sądzie Najwyższym.
Błyskawiczne gratulacje zebrał od swoich kolegów i koleżanek minister Zbigniew Ziobro. Jednym z trzech posłów PiS, którzy nie głosowali, był Łukasz Rzepecki, ten, który sprzeciwił się (później wycofanej) opłacie paliwowej. Co ciekawe, w czwartek pojawiła się też informacja, że Rzepecki zostanie odwołany z sejmowej Komisji ds. UE.
Chociaż czwartek w Sejmie był napięty, to głosowanie przebiegło – w porównaniu z innymi w tej kadencji Sejmu – nadzwyczaj gładko. Podobnie jak w poprzednich krytycznych momentach w tym tygodniu obrady prowadził wicemarszałek Joachim Brudziński. W kuluarach natychmiast pojawiła się teoria, że marszałek Kuchciński został odsunięty od prowadzenia obrad ze względu na brak zaufania władz partii, ale wytłumaczenie jest dużo prostsze: Kuchciński jest chory i niemal całkowicie stracił głos.