– Infiltracja NATO w jakimkolwiek przebraniu na Kaukazie i Azji Środkowej będzie zagrożeniem wspólnych interesów niepodległych krajów – mówił Ebrahim Raisi na Kremlu ku zadowoleniu gospodarzy.
Irańczyk bez wątpienia miał na myśli Turcję, członka NATO, który prowadzi bardzo aktywną politykę w tych regionach. Ale jednocześnie zaproponował podzielenie się doświadczeniami w „przeciwstawianiu się przez 40 lat amerykańskim sankcjom" oraz podpisanie porozumienia o „partnerstwie strategicznym" na okres 20 lat.
Teoria ekonomiczna
Wsparcie ze strony Teheranu w środku konfliktu z Zachodem jest Rosji bardzo na rękę. Okazało się bowiem, że jest dość osamotniona wśród swoich dotychczasowych sojuszników. Wsparł ją niezawodny Aleksander Łukaszenka, ale nawet Kazachstan (gdzie władzę obecnego prezydenta dopiero co uratowała interwencja ODKB) uchyla się od zajęcia stanowiska.
Pozostali również milczą, za to rosyjscy propagandyści coraz natarczywiej nagabują Uzbekistan, by jasno określił się i wrócił wreszcie do ODKB. – By (prorosyjski) związek działał, muszą być do niego włączone Ukraina i Uzbekistan, i dlatego trwają wokół nich konflikty – uważa kijowski analityk Ołeksij Kuszcz. Powołuje się przy tym na teorię amerykańskiego noblisty i ekonomisty Paula Krugmana, której podobno trzyma się Kreml. Według niej „do utworzenia samowystarczalnego rynku potrzebna jest populacja nie mniejsza niż 250 milionów osób" i dlatego, chcąc przeciwstawiać się Zachodowi, Putin potrzebuje obu tych krajów (a przede wszystkim Ukrainy) – uważa Kuszcz.
Czytaj więcej
Ameryce nie udało się zbudować jednolitego stanowiska sojuszu na wypadek inwazji na Ukrainę. Przyznał to sam Biden.