Budowany od kilku lat na Białorusi Nieżyński Kombinat Górniczy miał być jednym z najbardziej dochodowych przedsiębiorstw w kraju. Chodzi o wydobycie soli potasowych i produkcję nawozów, z których słynie potężna białoruska korporacja Biełaruśkalij. Aleksander Łukaszenko wpuścił jednak do tego dochodowego sektora zaprzyjaźnionego rosyjskiego oligarchę Michaiła Gucerijewa. Ten z kolei zaciągnął w Chinach niemal półtora miliarda dolarów kredytu pod gwarancje białoruskiego rządu i ruszyła budowa. Szacuje się, że do interesu dołożył 250–600 mln dolarów. Podobnie jak sam Biełaruśkalij nowe przedsiębiorstwo chciało sprzedawać swoją produkcję m.in. do państw Unii Europejskiej i do Chin.
Problemy się zaczęły po wprowadzeniu przez UE i USA sankcji gospodarczych uderzających również w sektor nawozów potasowych. W ten sposób Zachód odpowiedział na bezprecedensowe represje po wyborach prezydenckich na Białorusi w sierpniu ubiegłego roku. Na liście osób i firm objętych sankcjami znalazł się również Gucerijew. Z Białorusi zaczęli się wycofywać nie tylko zachodni inwestorzy.
Projekt, w który inwestowali Chińczycy, stracił rentowność i jest ryzyko, że zostanie wielkim niedobudowanym obiektem na mapie Białorusi
Niezależny białoruski portal Nasza Niwa (redaktor naczelny Jahor Marcinowicz i kilku jego kolegów po fachu siedzą w więzieniu) podaje, że chiński inwestor wstrzymał ostatnią ratę kredytu w wysokości 580 mln dolarów. Jeden z podwykonawców, zastrzegając anonimowość, opowiedział, że zaproponowano im dobudowanie obiektów „na własny koszt". Zaproponowano zaciągnięcie kredytów, które później jakoby miały być spłacane przez rosyjskiego oligarchę. Wszystko po to, by uniknąć konsekwencji z powodu sankcji, które uderzyły również w główny białoruski Biełaruśbank, który był operatorem transakcji tej inwestycji. Rozmówca Naszej Niwy twierdzi, że podwykonawcom nie zapłacono i dlatego wycofują się z budowy. Gucerijew widnieje na liście najbogatszych Rosjan, jego majątek szacuje się na ponad 2,5 mld dolarów. Z powodu sankcji Wielkiej Brytanii musiał przekazać bratu kontrolę nad swoją spółką Russnieft. Przez swoją przyjaźń z Aleksandrem Łukaszenką ma też zakaz wjazdu do UE i USA.
– Wszystkie organizacje kredytowe, zachodnie czy chińskie, działają w ramach światowego rynku finansowego. Współpracując z Białorusią, narażają się na sankcje. Projekt, w który inwestowali Chińczycy, stracił rentowność i jest ryzyko, że zostanie wielkim niedobudowanym obiektem na mapie Białorusi – mówi „Rzeczpospolitej" Jarosław Romańczuk, znany białoruski ekonomista. Wskazuje, że sankcje biją również w białoruskie rafinerie, w modernizację których władze zainwestowały już kilka miliardów dolarów. – Sytuacja dla białoruskich władz nie jest różowa. Omijanie sankcji jest kosztowne i często nieopłacalne. Parę lat reżim Łukaszenki się utrzyma, bo ma pewne zasoby. Ale co dalej? Uratować go mogą rosyjskie kredyty, a Moskwa nic już nie da za darmo – dodaje ekonomista.