– Na początku urzędowania każdy gabinet dostaje spory kredyt zaufania. Problem w tym, czy będzie go umiał utrzymać – mówi Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego. Jego zdaniem decydująca będzie tu sprawna polityka informacyjna. – To od niej będą zależeć dalsze losy rządu. Jeśli na czymś zyska, to na wizerunku. I na odwrót: jeśli się na czymś potknie, to również na tym. Wiadomo, że w ciągu pół roku nikt nie wybuduje autostrad – dodaje Mistewicz.
Również byli rzecznicy rządów są zgodni: źle prowadzona polityka informacyjna może skutkować nie tylko poważnymi kryzysami, ale nawet upadkiem gabinetu. – Polityka informacyjna polega nie na tym, by mieć jak najmniej wpadek – mówi Michał Tober, rzecznik rządu Leszka Millera.
Krzysztof Luft, rzecznik Jerzego Buzka, uważa, że najważniejsze są spójność i konsekwencja. – To nie jest łatwe, bo rząd to nie tylko premier, ale i ministrowie – mówi. Jako anegdotę ze swojego urzędowania przywołuje konferencje ministra Jerzego Kropiwnickiego.
– Zdarzało mu się mówić takie rzeczy, że stawiał na nogi rynki i trzeba to było odkręcać – opowiada. – Robiliśmy wtedy konferencje z wicepremierem Steinhoffem, by uspokoić sytuację.
Od czego może zależeć powodzenie polityki informacyjnej? – Od ocalenia pozytywnych wrażeń, które towarzyszą dziś premierowi. Choć nieuniknione jest, że popularność będzie spadać – prognozuje Tober. Dla niego największym wyzwaniem były negocjacje z UE. – I to, jak wytłumaczyć Polakom przy silnej krytyce opozycji, że w niektórych sprawach trzeba ustąpić – dodaje były rzecznik. Politolog prof. Wawrzyniec Konarski z Uniwersytetu Warszawskiego nie ma wątpliwości, że jedynym sposobem radzenia sobie z krytyką opozycji są fakty. – One się bronią same – mówi. – Rząd powinien za to unikać arogancji.