– Jestem poddawana takim samym atakom i być może tak samo brutalnym naciskom jak nieżyjąca Barbara Blida – te słowa wypowiedziane wczoraj przez Beatę Kempę z PiS sprawiły, że znów znalazła się w centrum uwagi mediów.
Każdy jej krok śledzony był przez tłum dziennikarzy. Po Sejmie poruszała się w błyskach fleszy i otoczona wianuszkiem kamer. Ale była wiceminister sprawiedliwości oganiała się od reporterów. Tłumaczyła, że nie ma czasu na rozmowy. Rzuciła tylko, że liczy na sprawną pracę swojego dawnego resortu. – Bo ja i moja rodzina jesteśmy zagrożeni – oświadczyła.
Beatę Kempę już kilka tygodni temu media okrzyknęły wschodzącą gwiazdą PiS. Ta niewysoka blondynka ma być „filarem twardej opozycji”. – Imponują mi takie kobiety – przyznaje wiceszef Klubu PiS Paweł Kowal. – Ma w sobie siłę i bezkompromisowość.
Dwa tygodnie temu, gdy Sejm debatował nad uchwałą w sprawie powołania komisji śledczej, która zajmie się wyjaśnieniem okoliczności śmierci Barbary Blidy, Kempa reprezentowała PiS. Jej słowa do żywego poruszyły posłów lewicy. Za stwierdzenie, że to środowisko SLD jest moralnie odpowiedzialne za samobójstwo Blidy, będzie się musiała tłumaczyć przed Sejmową Komisją Etyki.
Kempa mówiła też, że tamta tragedia była tylko „incydentem”. – Źle to zabrzmiało. Mogła łagodniej powiedzieć. Ale ona taka jest. Jest ostra – twierdzi jeden z posłów PiS, który woli pozostać anonimowy. Ta ostrożność wynika z faktu, że dziś tak naprawdę nikt nie potrafi przewidzieć, jak potoczy się kariera Kempy. Więc na wszelki wypadek jej klubowi koledzy wolą się nie narażać. – Robi bardzo dobre wrażenie. Jest merytoryczna – komplementuje ją Jacek Kurski.