Wojna o ratyfikację traktatu lizbońskiego trwa w najlepsze i jak zwykle w takich chwilach stosowane są te same chwyty erystyczne. PO mówi – jak minister spraw zagranicznych – o „paranoi i nieuctwie” PiS, a PiS sugeruje, że PO jest partią, która tylko czyha, by sprzedać Polskę urzędnikom Unii Europejskiej i Angeli Merkel. Większość mediów przedstawia jednak p roblem tak, jakby realizowała strategię spin doktorów Platformy: PiS kompromituje nas przed Europą, bo jest partią antymodernizacyjną i musi zabiegać o względy Radia Maryja.
Ponieważ wielu publicystom i zwolennikom Donalda Tuska trzy literki składające się na skrót PiS odbierają czasem możliwość trzeźwej analizy, proponuję ćwiczenie fikcyjne. Otóż proszę sobie wyobrazić, że PiS i Kaczyńscy nie istnieją. Nie ma ich i nigdy nie było. Ale jest sobie ugrupowanie A, które chce przy ratyfikacji umowy międzynarodowej cedującej część suwerenności kraju na rzecz organizacji państw X zawarować w ustawie ustalenia, jakie wynegocjowało w treści umowy. Formułując jej zapisy tak, by w przyszłości, ktokolwiek obejmie rządy, nie było łatwo jej zmienić. Z drugiej strony mamy zaś ugrupowanie B, które ze wszystkich sił broni się nawet przed rozmową nad uchwaleniem takiej ustawy, proponując w zamian uchwałę. Jak jednak wiadomo, uchwała Sejmu nie jest prawem i nie powoduje żadnych zobowiązań na przyszłość.
Trudno ocenić, czy obawy Kaczyńskich, że rząd PO lub jakiś kolejny będzie chciał szybko zrezygnować i z Joaniny, i z protokołu brytyjskiego, są realne, czy wynikają z gry politycznej tej partii. Zapewne i z jednego, i z drugiego. Do myślenia dają jednak niektóre posunięcia polityków PO. Po pierwsze mamy do czynienia z niechęcią do podjęcia rozmowy na temat treści preambuły ustawy ratyfikującej traktat – zamiast argumentów pojawiają się emocjonalne ataki na PiS. Szkoda, bo sprawa jest ważna: zgoda na ratyfikację traktatu lizbońskiego zasługuje na preambułę, bo nie jest on pierwszą lepszą ustawą. Jest rodzajem traktatu konstytucyjnego wprowadzającego dalsze podporządkowanie Polski Unii Europejskiej.
Z czego wynika niezadowolenie Platformy? Czy nie z zawodu Donalda Tuska, który podczas piątkowego szczytu Unii liczył na to, że – jako szef państwa, które właśnie ratyfikowało traktat – będzie oblegany przez ekipy telewizyjne i fotoreporterów?
Mamy do czynienia z dziwną niechęcią Platformy Obywatelskiej do podjęcia rozmowy na temat treści preambuły ustawy ratyfikującej traktat. Zamiast argumentów pojawiają się emocjonalne ataki na PiS