W rzeczywistości Piotr Gadzinowski, były poseł SLD, wiceszef tygodnika „Nie”, jest nałogowym skandalistą. Jego droga życiowa to pasmo mniejszych lub większych prowokacji i skandali.
W czasach PRL skończył dziennikarstwo i pracował w tygodniku studenckim „itd”, gdzie doszedł do stanowiska redaktora naczelnego. W 1981 roku zapisał się do PZPR. Był to czas, kiedy wielu ludzi w popłochu pozbywało się legitymacji partyjnej. Katarzyna Piekarska poznała Gadzinowskiego w 1988 roku na festiwalu studenckim „FAMA”. Gadzinowski zakładał dla żartu Polską Partię Kobiet.
– Zawsze lubił szokować i prowokować, robił to świadomie – mówi Piekarska. Dwa lata później Gadzinowski już zupełnie poważnie stał się współzałożycielem tygodnika „Nie”. Stanął też na czele antyklerykalnego, skandalizującego stowarzyszenia Niezależna Inicjatywa Europejska, które powstało przy tym tygodniku.
Gadzinowski pochodzi z pobożnej częstochowskiej rodziny. – Mam porządną rodzinę w Częstochowie, mamy prawie ławkę w częstochowskiej katedrze – wyznał w 1993 roku „Gazecie Wyborczej”.
Mały Piotruś grał w zespole kościelnym na cytrze. A znajomym opowiadał, jak to w 1966 roku dostąpił zaszczytu wyrecytowania wierszyka o małym Jezusku przed prymasem Stefanem Wyszyńskim. Deklamował tak pięknie, że wzruszony hierarcha ucałował go w czoło. Ćwierć wieku później Gadzinowski jako wicenaczelny tygodnika „Nie” wypisywał jadowite antyklerykalne teksty, pełne wulgaryzmów. W 1993 roku opisał szczecińskiego księdza Jana Zapartka, że „wysysa ofiary z parafian” i „błaznuje na patriotycznych tonach”. Ksiądz oskarżył redakcję o naruszenie dóbr osobistych, ale nim doszło do procesu, redakcja go przeprosiła. Gadzinowski, który uwielbiał obrażać innych, sam nie był odporny na obrazy. W 1997 roku Stefan Niesiołowski nazwał ówczesnego posła SLD komunistyczną szmatą. Gadzinowski poczuł się urażony, wytoczył proces posłowi AWS i wygrał. – Należało mu się – mówi Gadzinowski. – Historia z księdzem Zapartkiem nauczyła mnie, że są granice obrażania ludzi. „Dziennik” też pozwę, bo napisał, że przychodziłem podpity na głosowania, a to jest ordynarne kłamstwo.