– Unia powinna wyraźnie powiedzieć: albo jakieś państwo jest członkiem UE na podstawie traktatu lizbońskiego, albo nie – stwierdziła eurodeputowana liberalnej partii FDP Silvana Koch-Mehrin w wywiadzie dla gazety “Passauer Neue Presse”. Jednak później łagodziła swoją wypowiedź, tłumacząc, że nie chodzi jej o wykluczanie kogokolwiek z UE, lecz o możliwość powstania tzw. Europy dwóch prędkości.
Słowa Lecha Kaczyńskiego, że po odrzuceniu traktatu przez Irlandię jego ratyfikacja jest “bezprzedmiotowa”, już drugi dzień wywoływały komentarze w Unii. Kanclerz Angela Merkel przypominała, że traktat nie został ratyfikowany także w Niemczech i w Czechach, bo czekają one na wyroki krajowych Trybunałów Konstytucyjnych. – Decyzja prezydenta Niemiec nie ma nic wspólnego z wątpliwościami co do oceny traktatu – podkreślała. Na uszczypliwość pod adresem Lecha Kaczyńskiego zdobył się francuski minister do spraw europejskich Jean-Pierre Jouyet. – Problem z traktatem to problem moralny, który dotyczy samego prezydenta – mówił.
We wtorek francuskie władze dały do zrozumienia, że bez nowego traktatu można zapomnieć o dalszym rozszerzeniu Unii, np. o Ukrainę, co jest głównym celem polskiej polityki zagranicznej.
Komentatorzy przypominają, że pod podobną presją znalazła się Irlandia tuż po odrzuceniu traktatu w referendum 12 czerwca. Szef socjalistów w Parlamencie Europejskim Martin Schulz ostrzegał wtedy, że przyszłość Irlandii we Wspólnocie może stanąć pod znakiem zapytania. – To klasyczny przykład zastraszania mniejszych krajów przez największe. Celują w tym zwłaszcza Francja i Niemcy – irytuje się w rozmowie z “Rz” wieloletni korespondent dziennika “The Times” Christopher Walker.
Decyzję Lecha Kaczyńskiego pozytywnie przyjął brytyjski dziennik “Daily Telegraph”. “Miło widzieć, że Polska, tak długo uciskana przez Związek Radziecki, odrzuca autorytaryzm Brukseli w poparciu dla Irlandczyków” – napisała gazeta w komentarzu redakcyjnym. Natomiast większość innych europejskich dzienników krytykowała polskiego prezydenta.