W rosyjskim społeczeństwie nie ma potencjału niezbędnego do wybuchu społecznego, bo Rosjanie popierają i prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, i premiera Władimira Putina – przekonuje politolog Gleb Pawłowski we wczorajszym wywiadzie dla „Moskowskiego Komsomolca”. Jednak jego zdaniem we władzach istnieje grupa „prokryzysowa”, która chciałaby skorzystać z sytuacji. Jak to zrobi? „Tak jak w 1991 roku w Rosji i w 2004 na Ukrainie” – twierdzi politolog. „Tamte protesty i zmiana władzy, którą spowodowały, nie obyły się bez wsparcia administracji. Masy na zawołanie. Ważne, by podjeżdżały autobusy z demonstrantami, a władze miasta się temu nie sprzeciwiały.
– Nie mam na myśli konkretnych ludzi – tłumaczy Gleb Pawłowski w rozmowie z „Rz”. Jego zdaniem pojawienie się „grupy prokryzysowej” jest rzeczą naturalną w czasach, gdy gospodarka idzie na dno. – Skończył się napływ pieniędzy i nie dla wszystkich starcza – mówi politolog. Ci, którzy nie mają do nich dostępu, szukają pretekstu, by odepchnąć od władzy tych, którzy ten dostęp mają. Gotowi są prowokować i wykorzystywać protesty społeczne, by pozbyć się premiera Putina. – Nie zamachnęliby się na Miedwiediewa, ale osłabionego prezydenta i tak można wziąć pod kontrolę i sterować nim wedle własnych potrzeb – takie potencjalne zagrożenia dla obecnych władz Rosji widzi Gleb Pawłowski.
– Chętni znajdą się i w kręgach najwyższej władzy, i wśród przedstawicieli wielkiego biznesu. A także wśród gubernatorów – przekonuje. Potwierdzeniem mają być protesty, do których już doszło, między innymi na rosyjskim Dalekim Wschodzie. – Podsycały je lokalne władze – nie ma co do tego wątpliwości nasz rozmówca.
Wezwania do zdymisjonowania Putina padają głównie ze strony opozycjonistów, takich jak Garri Kasparow czy Borys Niemcow. Nie znalazły one na razie wielu zwolenników. Rosjanie są dalecy od obarczania liderów winą za wstrząsy gospodarki. Zarówno Miedwiediew, jak i Putin, który jako premier odpowiada za walkę z kryzysem, cieszą się bardzo wysokim poparciem, rzędu 70 procent. – Rosjanie, oceniając krytycznie sytuację gospodarki, nie wiążą jej z prezydentem ani z premierem – uważa socjolog Walerij Fiodorow.
Inne nastroje panują wśród elit. Z sondażu grupy analitycznej Nikolo-M przeprowadzonego wśród urzędników państwowych i biznesmenów, opublikowanego wczoraj przez tygodnik „Nowoje Wriemia” wynika, że w tych wpływowych grupach jest wiele osób niezadowolonych z systemu władzy zbudowanego przez Putina, opartego na ścisłej kontroli i biurokracji. Całkowicie popiera premiera zaledwie 25 procent urzędników, nawet wśród pracowników struktur siłowych tylko jedna trzecia to twardogłowi zwolennicy Putina.