Wypowiedź byłego prezydenta to reakcja na wpis na blogu, w którym Czarnecki ujawnił, że były prezydent pojechał na konferencję Libertas do Rzymu za kilkadziesiąt tysięcy euro wynagrodzenia.
Europoseł w pozwie żądał opublikowania płatnego ogłoszenia w TVN, TVN24, TVP Info między godz. 17 a 20. Chciał też, aby Wałęsa zamieścił płatne ogłoszenie z przeprosinami w "Dzienniku", "Rzeczpospolitej", "Gazecie Wyborczej" i "Naszym Dzienniku".
Sąd w Bydgoszczy najpierw zrezygnował z przesłuchania świadków, o których wnioskował Ryszard Czarnecki: Bogdana Zdrojewskiego i Grzegorza Schetyny, którzy z europosłem działali w latach 80. w podziemnym Niezależnym Zrzeszeniu Studentów na Uniwersytecie Wrocławskim. - Odtworzono jedynie z taśmy wypowiedzi moje i Lecha Wałęsy - mówił "Rz" Czarnecki. Po dwugodzinnej przerwie w rozprawie sąd uznał, że wypowiedzi Wałęsy nie mają charakteru wyborczego, bo nie startuje on w wyborach do Parlamentu Europejskiego a więc nie jest podmiotem gry wyborczej.
- Wałęsa grał na zwłokę, chciał oddalenia pozwu - uważa Czarnecki. - W piśmie procesowym argumentował, że jego wypowiedzi nie miały nic wspólnego z kampanią wyborczą, były tylko odpowiedzią na ocenę jego wystąpienia na kongresie Libertas w Rzymie.
Niezależnie od pozwu w zwykłym trybie, jaki w najbliższym czasie europoseł skieruje przeciwko Lechowi Wałęsie Czarnecki zdecydował, że złoży apelację od wyroku w Bydgoszczy do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. - To niebezpieczna, bardzo zawężająca interpretacja - mówi o wyroku Czarnecki. - Jeśli sąd uznaje, że człowiek, który publicznie wspiera siły polityczne będące w opozycji do PiS, którego syn startuje w eurowyborach z listy PO nie jest podmiotem gry wyborczej, to otwiera to furtkę do wykorzystywania politycznych "słupów", które bezkarnie będą mogły lżyć i obrzucać błotem kandydatów.